Tytuł:
Zapiski zagubionej duszy
Opis:
Niecodziennie mamy szansę poznać czyjeś myśli. Niecodziennie możemy zajrzeć
komuś w duszę i przyjrzeć się panującemu tam chaosowi.. Przecież nikt od tak
nie pozwala zaglądać nam na przypadkowe karty swojego pamiętnika życia..
Banner:
Własny.
Inspiracja:
Nastrój, wielogodzinne rozmyślania i nastrojowa melodia.
Uwagi:
One Direction istnieje.
Od autorki:
Miło powrócić do pisania po tak długiej przerwie :) Pomysł pojawił się pod
wpływem chwili i jest nieco inny od tego, co pisałam do tej pory. Mam nadzieję,
że komuś się spodoba, zapraszam!
-Harry! Harry! Har… - gwałtowny
i równie przeraźliwy krzyk, który wypełniający całe pomieszczenie, ściszał się
z każdą kolejną sekundą, ustępując nastającej zaraz po nim przerażającej czerni
wokół.
***
7 luty, sobota
Ciemność, jak co wieczór, błyszczy gwiazd tysiącami,
przyciągając do siebie ludzi parami, jednak, co zrobić, gdy samemu się jest w
okrutnym świecie i nic nie wydaje się takie jak trzeba, gdy wszystko, co
powinno było się zmienić wraz z nadejściem nowego roku - z kolejnym początkiem,
dającym każdemu z osobna czystą kartkę, która całą sobą przykrywa poszarpane i
zapisane do granic notatki z ubiegłego roku - utrzymuje nas, jak ciężka żeliwna
kula, w jednym niezmiennym miejscu? Czy to złe, że nie potrafimy ruszyć do
przodu, choć tak naprawdę jedyne, o czym bez przerwy myślimy to, to, jak być
już dalej, jak być lepszym i jak znaleźć się o kilka stopni wyżej w naszej
drodze ku szczytowi, na którym znajduje się nasz życiowy cel? Czy grzechem jest
przywoływanie naszego sumienia, które ma rozliczyć nas z każdego drobnego
błędu, z każdej, nawet najmniejszej potyczki?
Na horyzoncie gdzieś w
oddali, na tle ciemnego granatowego nieba pojawia się jaśniejsza i większa niż
pozostałe drobne migoczące punkty - poświata. Księżyc zaszczycił swoją
obecnością uśpione w mroku niewielkie miasteczko, w którym tylko jedna jedyna
osoba wciąż pozostawała w pełni świadoma tego, co dzieje się wokół. Młody
chłopak niemal bezszelestnie, jakby bał się kogoś zbudzić, zmienił swoją
pozycję na niedużym parapecie okna na poddaszu. Oparł się o wnękę i podkurczył
kolana, ciasto oplatając je swoimi ramionami, zupełnie tak, jakby chciał
uniknąć rozsypania się na najdrobniejsze kawałki, a potem zastygł w bezruchu ze
wzrokiem utkwionym w ziemskiego satelitę, tak oddalonego i wolnego od wszelkich
chaotycznych myśli, który ma swój cel i nie musi martwić się o to, co dalej, bo
jego jedynym zadaniem jest ustalanie pory dnia. Księżyc jest niezależny od
nikogo, nic nie musi. Księżyc to zupełne przeciwieństwo zielonookiego, prócz
wyjątkowego przypadku – każdy człowiek, jest jak ta olbrzymia jasna kula, każdy
ma swoją drugą stronę, której nigdy, przenigdy nie pokazuje nikomu.
Czy ludzie potrafią sobie wybaczać?..Wybaczenie to
już tylko coś, co robimy, by mieć spokój - szybko, łatwo i tak naturalnie,
jakby była to misja jednej z gier komputerowych. Nie zastanawiamy się nad tym,
co to tak naprawdę znaczy – wybaczyć komuś. Ta czynność stała się tak oczywista
i powtarzająca się, że przestaliśmy doceniać jej wartość. Zapomnieliśmy o
prawdziwej intencji wybaczania, tylko dlatego, że nie chcemy się kłócić, tracić
dobrych relacji z innymi. A przecież nie każdy zasługuje na to, by mu wybaczyć.
Nie każdy jest kimś, kto z pokorą przyzna się do błędu i będzie potrafił
przeprosić za swój błąd. Nie wszyscy są godni naszego wybaczenia, gdy nas
skrzywdzili, a dalej nie robią nic, by przywrócić sytuację na odpowiednie
tory.. Ludzie naprawdę powinni się zastanowić nad tym, komu i co rozgrzeszą, co
będą starali się zapomnieć. Bo czy zawsze warto powiedzieć – wybaczam ci, jeśli
tak naprawdę nie jest to szczere i prawdziwe? Jeśli nie prowadzi do poprawy, a
tylko do błędnego, zamkniętego koła, z którego nigdy się nie wydostaniemy, bo z
dnia na dzień będzie tylko gorzej, gdy z każdą chwilą będziemy podejmować próby
oszukania samego siebie i naszego sumienia, że tak naprawdę jest dobrze i nic
się nie stało, że zapomnieliśmy już o wyrządzonych krzywdach..
Następne minuty mijały,
odbierając brunetowi kolejną godzinę jego niedługiego życia, a każda kolejna
sekunda, spędzona w ciszy i samotności sprawiała, że po jego zaczerwienionych
policzkach płynęły kolejne słone łzy. Był sam ze swoim niewielkim skórzanym
notatnikiem, otoczony mrokiem panującym na poddaszu i tym dochodzącym do niego
z zewnątrz. Mrokiem, który ciasto oplatał całą jego duszę, wywołując niekończący
się szloch i uniemożliwiając zmianę obecnej sytuacji. Nie potrafił spokojnie
zasnąć, to się nie liczyło. Ważne było to, by podjąć kolejną próbę
porządkowania chaotycznych myśli, które nigdy nie odważyły się go opuścić.
..Wybaczamy innym, ale czy potrafimy wybaczyć sobie..?Zapomnieć
coś komuś, jest o niebo łatwiej, niż pogodzić się z samym sobą. Jeśli wybaczymy
coś komuś, nawet, jeśli z początku nie jesteśmy do tego przekonani, z czasem
jesteśmy w stanie nauczyć się z tym żyć, przyzwyczaić się do tego, mimo
wyrzutów sumienia. Jednak, gdy przychodzi do pojednania z własną duszą i
umysłem nie jest już to takie łatwe. Gdy szczerze nie wyjaśnimy sami sobie
całej sytuacji i nie pogodzimy się z tym, co się stało i co może być dalej,
nigdy nie będziemy w stanie żyć w spokoju, ponieważ jakkolwiek by się starać,
nikt z nas nie posiada takiej mocy, by wyrzucić z własnej pamięci swoje
dokonania i swój prywatny głos sumienia.. Większość ludzi bardzo często nie
jest gotowa wybaczyć czegoś sobie.. Tym bardziej, jeśli widzi, że zawiodła nie
tylko siebie, ale i innych i dostrzega te wszystkie okropne spojrzenia, a nawet
słyszy koszmarne komentarze i uwagi..
10 luty, wtorek
Popołudnie przemijało w
ciepłym, rodzinnym domu w ciszy i spokoju. Wszyscy domownicy zebrani w salonie,
pogrążeni byli w relaksującej atmosferze odpoczynku od codziennych krzyków,
wrzasków, pisków i tysięcy skaczących dziewczyn. Każdy z nich był świadomy powoli
kończącej się przerwy jednego z członków rodziny, dlatego korzystali ze
wspólnych chwil delektując się zwykłymi pogawędkami, grami planszowymi czy
oglądaniem telewizji z masą wymienianych między sobą komentarzy na temat
pojawiających się na ekranie aktorów i prezenterek. Byli uśmiechnięci,
szczęśliwi i wypoczęci. Wszyscy z wyjątkiem młodszego dziecka Anne, jednak
chłopak grał tak dobrze w swojej masce, że nikt nawet nie dopuścił się myśli,
że coś może być nie tak. Nikt nie zauważył, że jego uśmiech, cichy śmiech,
drobne żarty czy opinie na jakiś temat są tylko teatralną kwestią, którą sam
sobie narzucił. Spokojne zachowanie bruneta przyjmowane było, jako metodę na
odpoczynek od koncertów, wywiadów i ciągłego bycia głośnym i wesołym dla fanów.
Przecież wszystko było takie naturalne i normalne, nic nie wydawało się być
inne niż zazwyczaj.
..Siedzimy wszyscy razem, a jednocześnie jesteśmy
osobno, każdy sam, w swoim prywatnym, zamkniętym świecie. Wspólnie, ale każdy
pochłonięty jest w swojej plątaninie myśli, do której nikt nie ma dostępu, nikt
z wyjątkiem nas samych. I to uczucie, które wciąż mnie prześladuje, które
sprawia, że nie wiem, czy chciałbym, żebyście w końcu coś zauważyli, coś
powiedzieli i zrobili, żeby odciągnąć mnie od tego chaosu, jaki mam w głowie,
czy wolę, by dalej było jak jest, byście dalej cieszyli się, że się uśmiecham i
jestem szczęśliwy, choć tak naprawdę do takiego strasznie mi daleko.. Chyba nie
rozumiem siebie i swoich uczuć. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. Ale to
nic przyjemnego. To jedna z tych rzeczy, które sprawia, że człowiek staje się
mały, zagubiony i przerażony i nie wie, czego tak naprawdę chce.
Salon z każdą kolejną
minutą staje się coraz ciemniejszy, choć to nic dziwnego, jak na tę porę roku.
Zima sprawia, że na dworze szybciej robi się ciemno, o ile w ogóle o poranku
zrobi się jasno, ale teraz ten proces postępuje jeszcze szybciej, a to wszystko
za sprawą sypiącego na dworze śniegu. Ogromne i niepowtarzalne płatki wirują w
delikatnych powiewach wiatru przy wielkich oknach wychodzących na ogród.
Atmosfera wydaje się być magiczna, gdy całe pomieszczenie zostaje ogrzane i
rozświetlone płomieniami tańczącymi w
kominku, a rodzina spogląda na siebie w ciszy, posyłając sobie drobne uśmiechy.
..Zwinięty w kłębek jak kot spoczywam na fotelu
najbliżej iskrzącego się kominka. Odpowiada mi to, ponieważ to sprawia, że choć
przez chwilę nie odczuwam tego wiecznego chłodu i zimna w całym sercu, duszy i
ciele. Wpatruję się w podskakujące iskierki i jaskrawe płomyczki, które wyglądają,
jakby chciały uciec gdzieś daleko stąd i zostawić wszystko za sobą, ale coś im
to uniemożliwia, coś im tego zabrania. W tej chwili czuję się podobnie.
Dokładnie tak, jakbym miał przed sobą otwartą przestrzeń, w którą mogę wyjść,
ale coś trzyma mnie wciąż w tym samym miejscu.. Nie udzielam się w rozmowie
mojej rodzicielki z siostrą, ale uważnie przysłuchuję się ich wymianie zdań. I
choć może powinienem ruszyć się i pomóc Robinowi w przygotowaniu kolacji, nie
mam motywacji, by wstać i pójść do kuchni. To oznaczałoby rozmowę, a na nią
nieszczególnie mam teraz ochotę. Wolę zostać i spoglądać na roześmiane twarze
rodziny.. Kłamstwem byłoby to, gdybym powiedział, że nie cieszę się ich
szczęściem i radością. Lubię oglądać, kiedy się nie smucą i niczym nie zamartwiają,
a ich oczy wesoło błyszczą nawet w półmroku. Myśl o tym, że choć ktoś jest
zadowolony z życia i tego, co ma, jest dobra.. Chyba nie zniósłbym widoku
załamanej mamy, ojczyma czy mojej starszej siostry. To byłoby zbyt wiele..
Zerkam to na rodzicielkę, to na jej córkę. Są do
siebie takie podobne. Obie pozytywnie nastawione do życia, z wielkim zapałem i
motywacją. Obie niebojące się wyzwań i porażek, zawsze uśmiechnięte, z dobrą
radą dla każdego. Jedna tak samo jak druga to wspaniałe kobiety o wielkich
złotych sercach. One dwie i ja to dwa zupełnie różne światy. Nie pasuję do
nich. Jestem jakby z obcej planety, niedopasowany, wciąż inny, który nie
potrafi robić tego, co pozostali.. Podczas gdy inni cieszą się z małych rzeczy
i niewielkich osiągnięć, ja nie dostrzegam pozytywów tego, co dzieje się teraz
wokół mnie.
..Mama i Gemma siedzące nieopodal mnie na sofie
dyskutują właśnie na temat niedawnego zakończenia studiów mojej siostry, jej
nowej pracy i nowego, niedużego mieszkania w centrum Londynu, które niedawno
zakupiła i urządziła.. Pamiętam, gdy poinformowała rodziców o swojej
przeprowadzce i nowej pracy, tak dumna i zadowolona z kolejnego kroku w swoim
życiu. Pamiętam, jakby to było wczoraj, łzy mamy, która płakała tylko i
wyłącznie ze szczęścia i ogromnej dumy ze swojej córki. Choć była wtedy
odrobinę smutna, że jej dziecko wyfruwa z gniazda, bo ma już swoje własne
skrzydła, w pełni silne i sprawne, wiedziała, że moja siostra staje się
niezależna i rozpoczyna swoje własne życie i to sprawiło, że jej radość
przysłoniła wszelkie inne emocje..
Gemma, gdybyś ty wiedziała, ile ja bym dał, aby
zamienić się z tobą życiem. Ile mógłbym poświęcić, by choć przez chwilę pobyć
tobą, z twoim niepowtarzalnym podejściem do wszystkiego. Ile byłbym w stanie
oddać, by być z siebie zadowolonym, by docenić, co robię i co osiągam, zamiast
stać w miejscu, w martwym punkcie.. Mogę jedynie przyglądać się twoim
poczynaniom i marzyć, bo dla mnie jest już za późno. Za późno na życie tak
piękne jak twoje, Gemma.. Czy jestem zazdrosny? Nie, nie mogę. To byłby grzech.
Nie zazdroszczę, jest mi tylko trochę smutno, że nie umiem cieszyć się z tego,
co mam. Nie potrafię dostrzec tego wszystkiego, co wszyscy inni każdego dnia.
Widzę tylko to, jak bardzo różnię się od pozostałych członków rodziny, ale i
przyjaciół, a także każdej innej przypadkowej osoby. Wiem, że byłoby mnie stać
na więcej. Mógłbym wiele rzeczy robić lepiej. Ale nie robię. Nie potrafię tego
dokonać. Nie potrafię się zmienić.. Nie umiałem zrobić tego ani rok temu, ani
trzy lata temu, nie będę więc umiał też zrobić tego ani dziś, ani jutro..
Dotarłem do straconej pozycji i na niej pozostanę już do końca. I choć czuję
się źle z samym sobą i z tym, co robię nie wiem jak mógłbym zmienić obecną
sytuację i doprowadzić do zmian.. Na to już chyba za późno.. Widocznie pisane
mi było takie życie. Widocznie miałem urodzić się po to, by oglądać jak inni
przeżywają, samemu tylko żyjąc.. Czy zawiodłem się na sobie? Tak, zdecydowanie
to zrobiłem i robię to nadal. Wiem, że nie zadowalam siebie a tym bardziej
wszystkich wokół. Wiem, że wszystkie uśmiechy i gratulacje są wymuszone, bo
inni zdają sobie sprawę z tego, jaki jestem i jak wiele nie potrafię. Te
wszystkie sztuczne maski na twarzach ludzi, którzy są wokół mnie przypominają mi
o tym, jaki słaby jestem. Inni już dawno odkryli, że nic tu po mnie, wiedzą, że
nie będę w stanie zrobić więcej i lepiej, dlatego tworzą wokół mnie teatralne
złudzenia tej okrutnej rzeczywistości..
Choć zegar wybija
dziewiątą wieczorem, w salonie w dalszym ciągu słychać miłą pogawędkę dwójki
kobiet. Są one tak zajęte rozmową, że nawet nie zwracają uwagi na to, gdy po
policzku zielonookiego spływa jedna samotna łza, której nie zdołał zatrzymać w
sobie. Obie wymieniają się plotkami i ploteczkami, gdy Harry niepostrzeżenie
przeciera dłonią twarz i bierze kilka głębokich oddechów, aby się uspokoić i
powstrzymać falę płaczu. Radosną atmosferę z pozoru ogarniającą wszystkich
domowników przerywa wezwanie do jadalni.
..Kiedyś uwielbiałem rodzinne posiłki. Sprawiały mi
one wiele przyjemności. Lubiłem każdą najkrótszą chwilę, gdy wygłupialiśmy się
i żartowaliśmy, rozmawiając przy tym wesoło o wszystkim i niczym. No właśnie,
problem pojawia się właśnie tu, lubiłem to, ale już nie.. Nie cierpię każdego momentu,
w którym pełen talerz jedzenia ląduje przede mną na stole, a ja mam wtedy
ochotę jedynie wybiec z płaczem i nigdy więcej nie wrócić.. Jeszcze nie w
takiej dalekiej przeszłości kochałem gotować i jeść. Jednak zmieniło się to.
Teraz ograniczam się do niewielkich porcji i to nie dlatego, że chcę pozbyć się
całej masy mojego ciała, nie, tak źle ze mną nie jest. Choć go nie cierpię,
wiem, że jako szkielet wyglądałbym jeszcze gorzej niż obecnie. Jem tak mało, bo
nie mam ochoty na jedzenie czegokolwiek..
W tej chwili cieszę się, że moja przerwa powoli
dobiega końca, wiem, że to oznacza koniec wmuszania w siebie jedzenia, by nie
robić przykrości Robinowi czy mamie. W trasie rzadko spożywamy wspólne posiłki,
tam nikt nie będzie na mnie patrzył i pytał, dlaczego jem tak mało, bo tam,
nawet jak nie zjem, raczej nikt nie zauważy.. A teraz.. Teraz jeszcze trochę,
dam radę.. Muszę. Choć przy rodzinie mogę odgrywać pozory szczęśliwego dziecka.
Przecież nie mogę im zdradzić, jak słaby i bezbronny jestem. Oni i tak wiedzą,
że nie jestem taki, jaki powinienem być. Nie dam im tej świadomości, nie chcę
żadnej litości i smutku. Niech wszystko zostanie tak, jak było dotychczas..
27 luty, piątek
Chcąc nie chcąc,
kalendarz wiszący na kuchennej ścianie wskazywał niemal ostatni dzień przerwy
syna Anne. Kobieta westchnęła ze smutkiem, zanim zabrała się za przygotowywanie
rodzinnego śniadania. Nie chciała pokazywać swojemu synowi, że jest smutna.
Przecież jest jego matką, musi być dla niego oparciem i wsparciem w każdej chwili.
Nie może go smucić i wywoływać wyrzutów sumienia, nie ma prawa by to robić.
Musi go uszczęśliwiać i uświadomić, jak cieszy się, że bez przerwy spełnia
swoje marzenia - gra przed tysiącami i sprawia, że niejedna osoba ma lepszy
dzień.
..Niejedna osoba wspominała już nie raz, że matki są
od tego, by się martwić. Ale nie, moja rodzicielka nie jest od tego. Ona nie
zasługuje na to, by tracić czas na zamartwianie się jakimś nieudacznikiem,
który nie potrafi zrobić niczego tak, by było dobrze. Nikt nie zasłużył na to,
by oglądać, jak komuś innemu kawałek po kawałku rozpada się całe życie. Ludzie
mają być szczęśliwi i radośni zawsze, więc ja nie mogę dopuścić do zła. Muszę
nad tym zapanować, muszę przejąć kontrolę. Powinienem być dla siebie surowy,
powinienem wyznaczać sobie coraz to nowsze, ambitne plany i cele. Nie mogę
zawodzić chociaż innych.. Do tego, że zawodzę siebie, już się przyzwyczaiłem,
jednak moja rodzina nie może tego wiedzieć.. Pora wziąć się w garść i pokazać,
choć pozornie szczęśliwe dziecko, szczęśliwego muzyka..
..Rodzina uśmiecha się do mnie, a ja staram się
odwzajemnić to samo, choć w obecnej sytuacji jest to dość trudne zadanie, ale
czego się nie robi dla innych, prawda? Jestem przy nich z uśmiechem na ustach,
co z tego, że sztucznym, oni nie muszą o tym wiedzieć. Ważne, że już wkrótce
odetchną. Będą mogli ode mnie odpocząć. Rodzice wrócą do swojej pracy, do
swoich zajęć, Gemma wróci do Londynu i będzie spełniać się w swojej pracy, a ja
nareszcie uwolnię ich od patrzenia na coś tak dalekiego od czegoś pozytywnego i
dobrego, nie mówiąc już o ideale. Oddalę się, będę miał trochę spokoju i czasu
na to, by spróbować zbliżyć się do wzoru człowieka, by uwodnić, że można być ze
mnie dumnym naprawdę, nie tylko z litości..
W Holmes Chapel zapada
zmrok, zegar wbija późną porę, sprawiając, że domownicy udają się do swoich
sypialni, by przygotować się do snu. Harry cierpliwie czeka w swoim pokoju,
siedząc na łóżku przy zgaszonym świetle. Czeka aż jego rodzina uda się na
spoczynek i wreszcie będzie mógł spędzić czas sam na sam ze swoim notatnikiem.
Gdy wreszcie po kilkunastu długich minutach cały dom tonie w ciszy i ciemności,
chłopak wkłada na siebie ciepłą bluzę i siada na swoim parapecie przy oknie
otwartym na oścież, nie zwracając uwagi na mróz wkradający się swoimi lodowymi
pazurami do wnętrza domu, a także na padający wciąż śnieg.
..Chłód przedostał się do pokoju, ale czy to coś
zmienia? To tylko odzwierciedla moją duszę. Ona jest identyczna. Tak samo zimna, pusta i
samotna.. Mroźny wiatr sprawia, że unoszę swój wzrok do góry. Tam czeka mnie
niespodzianka, ciemne niebo, choć w większości pokryte niemalże czarnymi
śniegowymi chmurami, odsłania mi skrawki pięknej granatowej szaty wyszytej
złotymi gwiazdami. Po raz kolejny widzę te maleńkie punkty, które co noc świecą
tak cudownie przypominając o swoim istnieniu. Przypominając, że jestem jak ta
gwiazda, bo choć do wielkiej gwiazdy mi daleko, jestem jednakowo oddalony od
ludzi, czuję to. Czuję, że jestem od nich dalej niż kiedyś, bo już dawno
uświadomiłem sobie, że nawet w tłumie można być samotnym..
12 marca, czwartek
Wieczorny koncert
zbliża się wielkimi krokami. Stadion już niemal w całości wypełnił się fanami,
którzy bez przerwy krzyczeli i głośno piszczeli, choć tak naprawdę jeszcze nic
się nie wydarzyło, jeszcze nikt nie pojawił się na scenie. Zespół spędza czas
za kulisami, każdy zajmuje się sobą, chcąc odrobinę zrelaksować się przed
dwugodzinnym śpiewaniem i bieganiem po estradzie. Chłopcy pogrążeni są we
własnych myślach, robią to, co zwykle, dlatego nikogo nie dziwi, że nie siedzą
razem i nie wygłupiają się, by oszczędzić energię. Nikt też nie zauważa
zniknięcia najmłodszego członka zespołu, który zaraz po próbie dźwiękowej
opuścił przyjaciół bez słowa. Wszyscy uznali to za coś normalnego, przecież
Harry od zawsze wybierał się na wycieczki po stadionie, by podziękować każdej
osobie osobiście za pomoc przy organizacji koncertu, przecież on zawsze znikał,
by porobić zdjęcia na instagrama, poczytać, albo po prostu posiedzieć z małą
Lux.
..Żadnych spojrzeń, żadnych pytań, spokój. No, może
nie do końca, bo wciąż słychać przeraźliwe krzyki tych wszystkich dziewczyn,
które mają swoje miejsca przy samej scenie, ale to nie jest problem.
Przyzwyczaiłem się do tego. Nauczyłem się odcinać od zewnętrznych hałasów, by
wsłuchać się we własne myśli.. Cieszę się, że nikt mnie nie szuka, a nawet,
jeśli ktoś by to robił i tak mnie nie znajdzie, bo kto wpadłby na pomysł, że
słynny Harry Styles będzie siedział gdzieś pod konstrukcją sceny na zimnej
posadzce stadionu? Nikt. I niech tak zostanie..
..Próba dźwiękowa minęła bez zarzutów w stosunku do
chłopaków i sprzętu. Istniały tylko zarzuty wobec mnie.. Dwa razy zapomniałem,
kiedy i co śpiewam, a raz zamyśliłem się tak bardzo, że odciąłem się od
rzeczywistości, jakby wokół mnie nie było reszty zespołu i pozostałych ludzi..
Przeprosiłem ich, a oni nie zrobili sobie nic z mojej pomyłki, uznali to za
myślenie o kolejnej kobiecie i randce, podsumowując wszystko śmiechem. Przecież
nie raz zdarzają nam się drobne wpadki i traktujemy to, jako żarty.. Oni tak to
traktują, ale nie ja. Nie, już nie. Miało nie być więcej pomyłek. Miałem unikać
jakichkolwiek potknięć, prowadzących do porażek i upadku. Nie miałem zawodzić
nikogo.. Nie chcę litości.. Wiem, że robię źle i muszę to zmienić. Muszę być
lepszy. Muszę więcej pracować, koncentrować się i bez przerwy starać. Nie mogą
istnieć żadne błędy, nie moje..
..Stoję sam w niewielkiej pustej sali przed ogromnym
lustrem i widzę jedną wielką chodzącą porażkę.. Nikt nie może być zadowolony ze
mnie, nie, kiedy się mylę i popełniam błędy. Nie wtedy, gdy odstaję od reszty i
psuję ich osiągnięcia..
..Zmuszam się kolejny raz do zaśpiewania swojego
wersu, ale jedyne, co słyszę, to ten nieczysty i okropny głos bez żadnego
charakteru i emocji.. Wiem, że nie tak powinno wyglądać odpowiednie brzmienie.
Wiem, że mój głos nie ma żadnej barwy, nie równa się z innymi, bo jest nijaki..
Powinienem włożyć w niego więcej emocji, bardziej się przyłożyć, pokazać, że
potrafię, że wiem, co mam robić i jak to robić.. Nie mogę przecież zepsuć
występu całemu zespołowi..
Za kulisami robi się
coraz głośniej. Wszyscy biegają, każdy poprawia każdego. Nikt nie chce być
nieprzygotowany. Każdy drobiazg musi być dopracowany na czas, żadnych spóźnień
i złego wyjścia, to motyw przewodni wszystkich osób współpracujących z
zespołem, któremu nieszczególnie zależy na perfekcji. Oni chcą po prostu dobrze
się bawić. Razem ze sobą i z fanami. I tylko jedna osoba chce, by wszystko było
idealnie – brunet do ostatnich chwil spędza czas w najbardziej oddalonej salce
prób, krzycząc na siebie, wściekając się i rwąc włosy z głowy, gdy coś mu nie
wyjdzie. W porę jednak opamiętuje się i zjawia się obok pozostałych chłopaków
na czas, wraz ze swoim wyćwiczonym uśmiechem. Tak, by wszystko było dobrze, by
nikt niczego nie zauważył. Wszyscy mają być szczęśliwi.
..Stoję tutaj na środku olbrzymiej sceny. Gdzieś
dalej znajdują się moi przyjaciele. Jestem przed tysiącami ludzi, jestem w
największym zespole na świecie. Jestem, ale mnie nie ma.. Jest nas tylu, ale
jestem sam.. Choć moje ciało wciąż obecne jest w tej chwili, czuję jakbym ja,
mój umysł i dusza razem się zgubili.. Nie cieszy mnie nic, co panuje dookoła i
tylko moja, z pośród wszystkich, dusza nie jest wesoła.. Spoglądam na roześmiane
twarze, których tu tysiące, ale w środku czuję moje serce bolące.. Nie umiem
powiedzieć sobie, jest świetnie, bo wiem, że mój głos przy innych blednie.. Nie
potrafię bawić się jak pozostali, bo tylko oni są doskonali.. Ja utknąłem
gdzieś daleko od wszystkiego i nie widzę tu nic wesołego.. Świadom tylko
jednego jestem teraz boleśnie, jeśli się nie postaram i nie wezmę za siebie,
karierę innych zepsuję i przywrócę ją do stanu marzeń, we śnie..
Dopada mnie gorycz i rozżalenie. Nie jestem
zadowolony z siebie. Żadna moja chwila nie zasługuje na pochwalenie.. Cieszę
się tylko, że innym się udaje, bo póki co, radość z tego mi pozostaje..
5 kwietnia, niedziela
Koniec. To jedno słowo, które prześladuje nas
wszystkich od kilku dni. Słowo, przed którym staramy się bronić.. Ale czy
warto? Może zakończenie tego wszystkiego wszystkim wyszłoby nam na dobre? Może
tak naprawdę to właśnie tak miało wyglądać. Może mieliśmy zaczął razem, ale
potem rozejść się i zacząć własną ścieżkę.. Może czasami należy sobie odpuścić
i nie walczyć. Może trzeba by było dać sobie spokój i pozwolić, by stało się
tak, jak przewidział dla nas los.. Przecież nie dla wszystkiego zapisane jest
szczęśliwe zakończenie, nie każda sprawa zakończy się dobrze, tak samo jak nie
każde przyjaźnie będą potrafiły sobie ze wszystkim poradzić.. Dlaczego odszedł
Zayn? Dlaczego postawił nas wszystkich w obecnej sytuacji? Dlaczego tak po
prostu powiedział odchodzę i zniknął z naszego życia, jakby nigdy go w nim nie
było? Miał dość? Jeśli tak, rozumiem go.. Ale jeśli naprawdę coś by się stało,
z jakiego powodu nie dał tego po sobie poznać? Bał się? A może nie chciał
litości?.. Litość jest zła, nikt jej nie chce. Każdy chce poradzić sobie sam,
każdy chce być silny i pokazywać innym tylko swoje mocne strony, bo boi się,
jak zostanie odebrany, kiedy okaże się, że wcale nie jest tak dobrze, jak się
wszystkim wydaje..
Czy jest mi smutno? Jest. Oczywiście, że jest mi
smutno.. Chociaż ostatnio zdecydowanie odsunąłem się od chłopaków nadal byli
dla mnie bliskimi osobami, nadal byli i są kimś, kto ma być szczęśliwy, kto nie
ma ponosić porażek i na nie patrzeć. Ale teraz jest już za późno, nie można
przywrócić Zayna. On chciał odejść i miał do tego prawo, cokolwiek go do tego
skłoniło.. Przecież wszyscy mamy swoje tajemnice, o których nikomu nie mówimy,
które pozostawiamy tylko dla siebie gdzieś na dnie swojego serca. On też miał
do tego prawo, nie musiał się przed nami spowiadać i tłumaczyć. Mógł odejść i
zrobił to, by zacząć własne życie, z dala od tego wszystkiego, co otacza cały
nasz zespół..
Nic nie dzieje się przypadkowo. Zawsze jest jakaś
przyczyna i konieczność..
..Koniec czy nowy początek? Czy mamy jeszcze szansę
odnosić sukcesy? Czy jesteśmy w stanie być dalej tymi, którymi byliśmy? Czy po
tym wszystkim, co przeszliśmy w ostatnich latach wspólnie, możemy kontynuować
naszą karierę w niepełnym składzie?.. A może powinniśmy odpuścić i pożegnać
się, jak głoszą spekulacje.. Może powinniśmy powiedzieć sobie stop i rozejść
się we własnych kierunkach.. Może to koniec podążania w jedną stronę, za jednym
marzeniem..
..A jeśli nie? Jeśli to stało się po to, by pokazać
nam, jaką mamy siłę i wsparcie?.. Nikt tego nie wie i nigdy się nie dowie. Nie
mamy wróżek, nie widzimy przyszłości.. Możemy tylko zaryzykować i zobaczyć, co
się wydarzy.. Ale to oznacza więcej pracy, więcej starań i przykładania się do
wszystkiego, by każdy był zadowolony, by nikt nie zauważył, że nie wszystko
jest takie piękne i kolorowe, jak się na pierwszy rzut oka wydaje..
21 kwietnia, wtorek
Minęło kilka kolejnych dni odkąd zostaliśmy w
czwórkę. Mieliśmy już parę koncertów, na których nasi fani wciąż się pojawiali
z całą swoją energią i wsparciem dla nas. Na każdym możliwym kroku i we
wszystkich miejscach na swoje własne, oryginale sposoby udowadniali nam, że
wciąż są z nami i będą na zawsze.. Czuję jednak, że coś jest nie tak. Wiem, że
oczekuje się od nas dalszego sukcesu, jest wiele wymagań, o których nie mówi
się głośno, które są pokazywane tylko nam, ale nie wiem, czy im sprostamy, nie
wiem czy damy radę, czy jesteśmy w stanie to zrobić.. Choć tak naprawdę nie
zmieniło się aż tak dużo, coś zniknęło, coś się rozpadło i zakończyło. Coś, co
miało trwać wiecznie pomimo całego zła i niepowodzeń. Coś, co było naszym
wszystkim.. Teraz już tego nie ma, jest coś nowego z czegoś, co zostało..
Zniknęła jakaś więź, której nigdy nie chcieliśmy utracić. I chyba każdy z nas
stara się, by powróciła radość. Każdy chce ukryć swój smutek, z którym
próbujemy radzić sobie na swoje własne sposoby.. Ale czy potrafimy pokonać
sytuację, w której uświadamiamy sobie, że coś, o co walczyliśmy mimo
wszystkiego przez taki długi czas uleciało jak poranna mgła? Czy umiemy znieść utratę
najważniejszych dla nas rzeczy i osób..? A może bycie zwykłymi śmiertelnikami
skazuje nas na bezradność i poddanie się temu, co w wielkiej księdze zapisało
nam przeznaczenie i możemy tylko i wyłącznie czekać, aż ból ustanie, zastępując
się żalem, który z czasem przerodzi się jedynie w tęsknotę i powrót do
wspomnień? Albo wręcz przeciwnie, ból, który pozostanie z nami już na
wieczność, bez przerwy o sobie przypominając w najmniej odpowiednich
momentach..
7 maja, czwartek
Następny koncert z
trasy dobiegł końca i jak każdy inny był ogromnym sukcesem czteroosobowego
zespołu. Muzyka ucichła, a wszystkie światła zgasły, czas dobiegł końca. To
pora na to, by fani rozeszli się do domów, a chłopcy odpoczęli po długim,
męczącym występie. Grupa jest zadowolona, że przy fanach wszystko wyszło
perfekcyjnie, w końcu to dla nich każdego wieczoru się poświęcają i to właśnie
dla nich robią tyle, ile mogą, by dać im powód do dumy i zadowolenia. Jednak po
zejściu do garderoby, nie wszystkich ogarnia rozpierająca energia, nie wszyscy
są kuleczkami szczęścia, które nie mogą usiedzieć w miejscu. Styles czym
prędzej zbiera swoje rzeczy i znika w łazience, by w samotności doprowadzić się
do względnego porządku i nie pokazywać reszcie swojego okropnego ciała.
Następnie stara się jak najszybciej wrócić do hotelu, gdzie wreszcie będzie
mógł być sam. Chłopcy nie widzą nic dziwnego w nagłym pośpiechu przyjaciela. W
końcu każdy z nich chce nieco odpocząć po koncertowym szaleństwie.
..Nareszcie sam. Cisza i spokój.. Nie pamiętam, od kiedy
spędzanie czasu w samotności przynosi mi ukojenie. Do tej pory pragnąłem
spędzać każdą wolną chwilę z chłopakami cokolwiek byśmy robili, albo
wychodziłem gdzieś w teren, gdzie spotykałem innych znajomych czy fanów. Teraz
najlepsza okazała się dla mnie pustka wokoło, która doskonale dopasowuje się do
tej nicości, jaką mam wewnątrz siebie.. Zbyt długie chwile pośród tłumów
sprawiają, że się irytuję i denerwuję.. Nie mam pojęcia, czym to jest
spowodowane i dlaczego, ale tak właśnie jest.. Nie lubię, gdy setki par oczu
mogą oglądać mnie z każdej strony, mogą mnie widzieć i słyszeć, a co za tym
idzie, oceniać.. W tych ogromnych grupach fanów znajdujących się w każdym
miejscu na stadionie, czy gdziekolwiek się nie pojawimy widzę każdą jedną osobę
szepczącą do innej.. Wiem, że oceniają.. Wiem, że wytykają każdy najdrobniejszy
błąd i pomyłkę.. A ja nie chcę, by ktokolwiek widział coś złego, chcę, by inni
mogli patrzeć z podziwem na to, co robimy i jacy jesteśmy.. Ale nie jestem
godny tego, by być pochwalonym jak reszta moich przyjaciół, którzy spisują się
na medal. Oni zasługują, a ja mogę im tylko gratulować.. Dobro zawsze musi
zostać nagrodzone, a zło ukarane.
Niewielki hotelowy
pokój rozświetla jedynie wypalająca się powoli świeczka, ustawiona na małym
nocnym stoliku przy ogromnym łóżku. Zielonooki wychodzi z łazienki odziany w
śnieżny ręcznik, a zimne krople wody spływają na jego ramiona z długich,
mokrych włosów. Chwilę później pochyla się do swojej torby porzuconej obok
lustra, aby wyjąć z niej czystą bieliznę, jednak w krótkiej chwili biała
tkanina bezwładnie opada na podłogę odsłaniając jego ciało. Chłopak prędko zakłada czarne bokserki i
niechętnie prostuje się, a wtedy jego oczom ukazuje się odbicie lustrzane. W
pierwszej chwili nie rozpoznaje postaci widocznej w szklanej tafli. W następnej
jest przerażony i zrozpaczony. Z płaczem upada na kolana wciąż przyglądając się
swojemu odbiciu.
..Kim ty do cholery jesteś?! Co to jest? Kto to
jest? Czy to naprawdę ja?.. Czy to możliwe, bym wcześniej nie zauważył, jak
beznadziejnie wyglądam?
W głowie Stylesa
pojawia się plątanina myśli, której nie jest w stanie opanować i kontrolować.
Nie umie poradzić sobie z tym, co dostrzega. Ciszę w pokoju przerywają teraz
nie tylko krzyki skierowane do samego siebie, ale także histeria, w jaką wpada
brunet.
..Co to jest za potwór?
Niemal bezgłośne
pytanie zostaje dołączone do poprzednich rzuconych w przestrzeń, nim skulony,
załamany chłopak milknie wpatrując się w swoją twarz. Obraz, jaki dostrzega, to
ktoś, kogo do tej pory nie znał. To postać bez duszy. Zrozpaczona i stracona.
Postać zalewająca się łzami. W jednej chwili czas staje w miejscu, zapada
grobowa cisza, a sekundy później słychać jedynie tuczące się szkło, które
rozpada się na miliony drobnych kawałków i upada wokół zziębniętego ciała.
..Odłamki ostre jak ostrze noży, przecięło gęste
powietrze, trafiły wszystkie wprost w moje zranione serce.. Nie ruszam się
wcale, nie patrzę, nie wzdycham, nie dotykam.. Głowa moja pochylona spogląda na
rozbite odbicie.. Chyba nigdy nie było i nie będzie znakomicie.. Klatka moja
ciężko się wznosi i opada, czuję, że zamknąłem sam siebie w metalowe pręty..
Moją duszę i moje ciało, coś jakby mocno związało.. Coś, jakby mocnym sznurem
pozbawiało mnie życia.. Znów jest cicho, szkło już nie spada.. Jestem, ale mnie
nie ma.. Żyję, choć chyba już umarłem..
Ile swych stron lustro miało, że nie raz jeden z
innej strony mnie pokazało.. Czy gdzieś tej tafli koniec jest i początek, czy
nie ma już przed nią żadnego ukrycia? Czy lustro prawdę mi kiedyś pokazało? Czy
za każdym razem wielkie kłamstwo mi oferowało?.. Wszystko traci znacznie, gasnę
w pustym odbiciu, przed chwilą byłem, teraz się pojawiłem a zaraz zniknę na
zawsze.. Już nie ma lustrzanego odbicia, nie widać łez na policzkach płynących,
które jedna za drugą jak krople deszczu po szybie się pojawiają.. Jednak łzy,
które zostały tyle smutku w sobie mają.. Teraz do cierpienia nie musi być już olbrzymiego
powodu, już nie raz w życiu doznałem olbrzymiego zawodu.. Nawet, jeśli
chciałbym zmienić to, co jest, nie będę potrafił, zbyt daleko to dotarło.. Nic
nie zmieni się w piękną krainę.. Serce moje tak samotne i kruche zgubiło drogę
istnienia..
19 maja, wtorek
Dzisiejszy koncert
odbywał się w centrum Londynu, nic więc dziwnego, że wieczorem miało się tu
zjawić wiele znajomych twarzy. Wszyscy bliscy i rodziny chłopców chciały
skorzystać z możliwości spotkania się z nimi, dlatego większość została
zaproszona na prywatne wejściówki. Każdy, kto się zapowiedział, miał zjawić się
tu na wieczór, jeszcze zanim wyjdą na scenę. Nikt nie wspominał o tym, że zjawi
się tu wcześniej. Nic więc dziwnego, że Harry pomimo chęci spędzenia czasu
gdzieś z dala od wszystkich zakradł się pod garderobę, z której dobiegł go
znajomy głos. Początkowo wydawało mu się, że to błędne złudzenie, przecież
jeszcze nie tak dawno, gdy opuszczał pomieszczenie siedział tam tylko Louis i
Niall. Jak ogromne było jego zdziwienie, gdy zobaczył swoją siostrę siedzącą
pomiędzy jego przyjaciółmi na kanapie.
Tajemnicza atmosfera panująca w garderobie nie
ułatwiała mi przyswojenia nowej sytuacji.. Co do diabła robi tu Gemma? Dlaczego
ona w ogóle jest tu o tej porze? Dlaczego rozmawia z chłopakami, a nie szukała
mnie?.. I dlaczego, bo to gryzie mój umysł niemiłosiernie, wszyscy patrzą się
na mnie bez słowa, dlaczego jest tu tak cicho..
Jasnowłosa dziewczyna
bez słowa podnosi się i zmierza wprost ku swojemu bratu, którego sekundy
później zamyka w swoich ramionach. Blondynka nie odzywa się, delikatnie klepie
Harry'ego po plecach, nim zaczyna przyglądać mu się badawczo. Chłopak nie
rozumie jej zachowania, dlatego posyła jej zdezorientowany wyraz twarzy, na
który ona reaguje tylko czułym spojrzeniem. Pada pytanie, którego zielonooki
nie chciał nigdy słyszeć, dlatego bez najmniejszego zawahania potwierdza, że u
niego wszystko w jak najlepszym porządku, nic się nie dzieje, a on sam był
jedynie ostatnio trochę zmęczony. Choć z początku Gemma nie wierzy bratu,
niedługo potem ramie w ramie wychodzą, by choć trochę czasu spędzić razem.
..Czy to możliwe, by ktokolwiek coś wiedział?
Przecież to, że moja twarz czasami niekontrolowanie zakrywa się chmurą smutku,
nie znaczy od razu, że ktokolwiek coś więcej z niej wyczyta.. Pilnuję tego, co
ma być tylko moją własnością..
Ile można grać? Ile można udawać, że wszystko jest w
porządku? Czy jest na to jakiś limit, czy tak po prostu mogę to robić bez
końca?.. I czy to naprawdę pierwsza noc, w której siedzę na tarasie najwyższego
w mieście hotelu i zastanawiam się, czy ktokolwiek coś wie, czy ktoś coś zauważył?
Tylko co miałby zauważyć.. Jeśli ktoś odkryłby wszystkie moje tajemnice, co
miałbym mu powiedzieć? Jaki podać powód tego wszystkiego, skoro nie ma jednego
głównego powodu.. Jeśli ja sam przed sobą nie potrafię wytłumaczyć swego
zachowania i tego, co się dzieje, jak miałbym zrobić to dla kogoś innego..
..Przecież jestem. To nie wątpliwości mimo tego, że
w dłoniach trzymam mrok. Jestem pomimo tego, że wokół mnie i we mnie nicość
panuje. Jestem, chociaż nie mam już nic w zwierciadle natchnienia. Oddycham,
ślady zostawiam. Wszystko staje się przeszłością. Każde wspomnienie zastyga w
skrzyneczce dostępnej tylko dla mnie. Jestem obecny, choć wszędzie burza
szaleje, a ulewa łez twarz nie raz zaleje.. Krzyk stał się niemy, jak większość
mego życia, nie ma już dróg i wyborów.. Podążam za tym, co jest, ale wciąż
stoję w miejscu..
W ciągu kilku chwil
piękne nocne niebo pokrywa się ciemnymi chmurami, z których niemal od razu
zaczynają spadać krople deszczu. Harry niechętnie podnosi się z zimnej posadzki
i nim znika w drzwiach tarasu po raz ostatni rozgląda się dookoła, gdzie
dostrzega rozległą panoramę miasta. Gdy tylko znajduje się wewnątrz budynku ze
złością zatrzaskuje drzwi, ponieważ wcale nie miał ochoty wracać do zamkniętych
czterech ścian. Chciał posmakować widoku wolności i zwykłej codzienności,
jednak rozum nakazał mu schować się i oszczędzić sobie choroby, przecież nie
może doznać kolejnej porażki. Sfrustrowany porzuca swoje ubrania na podłodze i
zatapia się w zimnej pościeli.
Czym sobie zasłużyłem na karę? Dlaczego wszystko
idzie nie po mojej myśli? Dlaczego nie może być dobrze, tak, jakbym właśnie
tego chciał?.. Cierpienie i złość zawsze natężają się w nocnej ciszy. Jednak,
czy ja jestem zły? Jeśli tak, to tylko na siebie. Bo tylko do tego mam prawo. Nie
powinienem gniewać się na Nialla, Louisa czy Gemmę. Oni nic mi nie zrobili.
Chcieli dobrze swoimi pytaniami, ale nie potrzebnie się martwią. Nie mogą tego
robić. Oni nie mogą być smutni, czy pogrążeni w myślach dotyczących tego, co
się dzieje. Bo tak naprawdę, przecież nic się nie dzieje, przecież dalej jest
tak, jak było zawsze.. I nie potrzeba tu żadnej litości.. Muszę nad sobą
popracować, bo inaczej wyniknie więcej nieporozumień i zbędnego zamieszania,
którego nikt nie chce. Ani ja, ani oni.. Pytania są zbędne, ludzie nie chcą
zadawać pytań. Bo nawet, jeśli już to robią, oczekują, że powiesz im, że
wszystko dobrze. Oni nie chcą brać na siebie odpowiedzialności za problemy
innych, gdy sami mają na głowie własne sprawy. Pytania są niebezpieczne, nie
wolno ich ruszać, bo zbudzą lawiny chaosu. Poza tym, nikt nie będzie w stanie
zrozumieć, przez co przechodzisz.. Nikt, po prostu nikt..
3 czerwca, środa
Czy przestałem wdawać się w interakcje z moimi
przyjaciółmi? Tak, zdecydowanie tak.. Lecz.. Czy przestało mi na nich zależeć?
Nie, to się nie wydarzyło i nie wydarzy. Odsuwam ich od siebie, bo tak jest
bezpieczniej dla nich samych. Nie muszą dzięki temu spędzać swojego czasu w
towarzystwie porażki, która może okazać się zaraźliwa.. Czasami tak już bywa,
że dla dobra nie własnego, a kogoś dla nas ważnego musimy usunąć się w cień..
Przecież nie możemy pozwolić na to, by krążące nad nami fatum, które
uniemożliwia poznawanie rzeczywistości, rozwiązywanie problemów czy orientowanie
się w sytuacji i tym, co się dzieje, przeszło na kogoś innego. Należy chronić
bliskich od zła, tak długo jak się to uda.. Tęsknię. Tęsknię za nimi tak
bardzo, moje popękane serce krwawi z tego powodu, ale nie mogę tego przerwać.
Nie mogę dopuścić do tego, by ktoś się o mnie martwił, bo to i tak nie będzie
prawdziwe zmartwienie.. Nie sprawdziłem się jako przyjaciel. Nie nadaję się na
niego. Nie jestem odpowiednią osobą do tego, by dbać o innych i zapewniać im
powód do uśmiechu każdego dnia. Nie umiem podnosić przyjaciół na duchu.
Straciłem nawet umiejętność rozmowy z nimi. Nie potrafię wrócić do tego, co
było kiedyś.. Tylko może jednak ja nigdy się do tego nie nadawałem? Może tak
naprawdę nigdy nie byłem nawet dobrym kolegą? Może zawsze byłem tym, przez którego
było źle.. Wiem, że ich zawiodłem, to nie jest do ukrycia. I tym wszystkim po
raz kolejny zawiodłem się na sobie, nie spełniłem się jako opiekun. Psując
wszystko dookoła nie potrafię być nawet aniołem stróżem, oparciem i wsparciem.
Jestem tylko ciężarem, kulą u nogi, klatką, która wszystko blokuje.. Nienawidzę
się za to.. Nie dostrzegłem problemów Zayna, nie pomogłem mu na czas..
Odszedł.. Nie wspierałem Liama, gdy to na niego skierowała się cała krytyka
odnośnie jego związku czy wyglądu.. Zmienił się i robi więcej rzeczy, których
wcześniej się wypierał i przed którymi się wzbraniał.. Nie dodawałem otuchy
Niallowi, gdy fani właśnie jego wzięli sobie za główny punkt kpin przez to,
czym zajmuje się w wolnym czasie, jak się ubiera czy przez to, z kim spędza
czas.. Utracił odrobinę swojej wesołości, wiecznego śmiechu i radości.. Nie
byłem przy Louisie, gdy zakończył się jego związek, a media zrobiły z niego
puszczalskiego, publikując setki fałszywych artykułów o jego jednonocnych
panienkach, nie byłem przy nim, gdy krytyka i plotki wymierzone były przeciwko
niemu.. Wyciszył się, oddalił i zaczął spędzać więcej czasu ze swoimi głupimi
kolegami.. Nie było mnie obok nich, gdy tego potrzebowali. Kim więc jestem?..
Nikim. Jestem nikim. Zawodzę i nie spełniam oczekiwań nikogo.. Powinienem
zostać ukarany przez wszystkich już dawno temu..
11 lipca, sobota
Następne tygodnie
mijają bez większych zarzutów. W ciągu dnia chłopcy zwiedzają nowe miejsca w
obstawie niejednego ochroniarza. Robią masę udanych, ale i głupich zdjęć na
pamiątkę, dodają fotografie na instagrama, a dwa razy nawet kontaktowali się z
Zaynem na video czacie. I nawet, jeśli z perspektywy czasu będzie się to
wydawać komiczne, byli razem i znów rozmawiali i wygłupiali się ze sobą, jak za
starych dawnych czasów. Znów wszystko było takie, jakie powinno być na co
dzień. Nawet wieczory na nowo okazały się doskonałą okazją do tego, by wspólnie
spędzić czas, grając w głupie gry na konsoli, czy oglądając jeszcze głupsze
filmy i seriale, po których stawali się na powrót dziećmi z przedszkola. Loczek
pilnował się jak nigdy, by w pełni oddać się odbudowywaniu relacji z
przyjaciółmi. Wiedział, że to jedyna okazja do tego, by przywrócić to, co było
przed marcem i jedyny sposób, by zatuszować swoje wcześniejsze wpadki podłego
nastroju i braku chęci do czegokolwiek.
Mogłoby się wydawać, że
znów wszystko jest w jak najlepszym porządku. Znów wszyscy są szczęśliwi,
uśmiechnięci, bawią się i żartują. Nikt nie chodzi przygnębiony i nieobecny, bo
nic i nikt nie dawało ku temu powodów. Przecież bez przerwy mijają kolejne dni,
tygodnie, miesiące i lata. Raz jest lepiej, a w innym czasie gorzej. Jakoś się
plecie, nie najlepiej, ale jakoś. Tylko należy pamiętać, że niczego nie da się
od tak zapomnieć. Nasza przeszłość, choć zapakowana w szczelne kartony i ukryta
gdzieś na dnie szafy w naszej duszy, powraca do nas zawsze. Zawsze w najmniej
oczekiwanych momentach.
..Ilekroć moje usta wykrzywiają się do uśmiechu,
czuję się jak oszust. Nie robię tego szczerze. Jestem kłamcą, bo udaję, że
jestem szczęśliwy.. Ale żyję ze swoim sumieniem, bo widok śmiejących się do łez
przyjaciół, którzy na powrót żartują ze wszystkiego i wszystkich jest wspaniały
i niezapomniany.. Nie potrzeba szkoły teatralnej i warsztatów z aktorami, nie
potrzeba nawet specjalistycznych masek i kostiumów.. Wystarczy odrobina
pomysłu, wytrwałości, przebiegłości i samokontroli, by sprawić, że inni
uśmiechną się i przestaną zwracać uwagę na to, że zdarzyło ci się być w gorszym
nastroju.. Niewiele potrzeba, aby odwrócić uwagę od siebie i przenieść ją na
coś zupełnie innego.
Popołudnie przemija
chłopakom na uzupełnianiu swojej garderoby amerykańskimi modowymi nowinkami.
Aby w pełni zadbać o bezpieczeństwo każdego z nich ochroniarze postanowili
rozdzielić ich na różne części miasta, by fanki nie uwięziły ich w jednym
miejscu swoją ilością, która nie pierwszy raz z rzędu mogłaby w bardzo krótkim
czasie zakończyć sklepową wycieczkę. Takie rozwiązanie musiało zostać
zaakceptowane czy tego chcieli czy nie, zresztą nie pierwszy raz i nie tylko w
tej sprawie.
Zakupy Stylesa powoli
dobiegały końca, ponieważ wieczorny występ był już coraz bliżej. Swoją wyprawę
postanowił zakończyć w jednej z niewielkich ulicznych kawiarenek, gdzie spędził
trochę czasu, pijąc orzeźwiający sok pomarańczowy i wymieniając z rodzicielką
kilka wiadomości, pomimo dzielących ich kilometrów i stref czasowych. Od dawna
nie czuł się na tyle dobrze, by spędzać czas w taki sposób, czy kontaktować się
z rodziną z własnej woli, jednak obiecał sobie odgrywać rolę nie tylko
troskliwego i dobrego przyjaciela, ale także porządnego syna, który pamięta o
swojej rodzinie.
Przy wyjściu jak zawsze
postanowił spełnić marzenie kilku dziewczyn i zrobić sobie z nimi zdjęcie, czy
podpisać im kilka drobnych rzeczy. Zrobił to z uśmiechem, nawet odezwał się
kilka razy, by odpowiedzieć na ich pytania. Fanki były wyjątkowo opanowane,
spokojne i przyjazne. Absolutnie unikały wszelkich natarczywych zachowań,
dlatego, gdy loczek grzecznie się z nimi pożegnał, pomachały mu i uśmiechnięte
zniknęły w drzwiach kawiarenki. Cieszył się, że mógł sprawić komuś radość i
poprawić nastrój, dlatego bez pośpiechu i żadnych złych emocji skierował się w
uliczkę prowadzącą ku głównemu centrum miasta. Jego spacer trwał już od kilku
minut, gdy nagle ktoś krzyknął za nim głośno, co sprawiło, że przystanął i
odwrócił się. Powodem postoju okazała się być kolejna dziewczyna. Chłopak
pomyślał, że ma coraz mniej czasu, dlatego zaraz po tym, jak spełni marzenie i
tej dziewczyny szybko uda się do hotelu.
Ciemnowłosa wyciągnęła
rękę ze swoim telefonem i przysunęła się do bruneta, a gdy tylko zrobiła
zdjęcie on chciał przeprosić i odejść, jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć
poczuł mocne szarpnięcie za rękę i krzyk. Dziewczyna gwałtownie gestykulowała
dłońmi i rzucała w jego kierunku pretensje, złoszcząc się na niego bez żadnego
konkretnego powodu. Zielonooki zmieszał się, poczuł się źle i nie na miejscu,
kompletnie nie rozumiejąc zachowania wrzeszczącej na niego osoby.
..Silni ludzi nie tłumaczą, dlaczego wymagają
szacunku.. Ja nie tłumaczę, ale to nie oznacza, że jestem silny. Po prostu
wiem, że tłumaczenie niczego by nie zmieniło.. Chciałbym tylko zrozumieć powód
takiego zachowania.. Dlaczego ktoś obraża mnie, krzyczy na mnie i zrównuje mnie
z błotem, kiedy mam wyjątkowo dobry dzień i jestem uśmiechnięty, miły dla
wszystkich i staram się uszczęśliwić wszystkich dookoła? Czy ja jestem już po
prostu skazany na to, by wiecznie upadać?.. Najwidoczniej tak.. Najwidoczniej
nie da się mnie zaakceptować i tolerować jakkolwiek bym się nie zachowywał i
czegokolwiek bym nie robił.. Najwyraźniej krzywdzenie mnie jest na porządku
dziennym i nie jest niczym niedopuszczalnym..
Wierzyłem, wierzyłem, że choć na chwilę znalazłem
szczęście.. Ale życie nie jest głupie. Nie zniesie iluzji i wiecznego oszustwa,
nie pozwoli na to, by ktokolwiek był w stanie udawać tak wspaniale przez tyle
czasu, nie popełniając żadnego błędu.. Zły podmuch losu zniszczył wszystko, co
stworzyłem w ostatnich dniach.. Czas mnie zmienia w każdej chwili, podcinając
skrzydła, które tylko poderwą się do lotu..
..Z początku są myśli. Tylko myśli, tylko uczucia,
tylko zdarzające się przeczucia nieszczęścia. To taka mała rana lub wiele ran,
które ktoś lub coś nam zadaje.. Jeśli nie będziemy tego opatrywać i uleczać,
staną się coraz większe. Będą nas niszczyć od środka..
W mojej głowie jawiła się teraz kolejna taka rana.
Coś jakby nierzeczywistego, nieistniejącego i niewidocznego dla nikogo..
Skaleczenie na duszy. Małe i jasne, niewidoczne z zewnątrz, ale sprawiające
ogromny ból.. To rana, którą powinienem zlikwidować. Ale nie potrafię.. Nawet
nie czuję potrzeby, by to robić.. Jaki w tym sens, skoro mam już wiele takich i
jeszcze niejedne przede mną? Mogę słuchać tych ran, bo one przypominają mi, jaki
jestem. One nie pozwalają zapomnieć o mojej niedoskonałości i o tym, że jestem
czymś beznadziejnym, stworzonym bez celu..
..Jeśli ran jest wiele, w końcu nie ma już wolnych
miejsc na nowe skaleczenia.. Więc stare stają się głębsze i głębsze. Bolą coraz
mocniej. Przypominają bardziej i częściej.. Ale tak się chyba właśnie dzieje z
ludźmi, którzy wieloma latami o siebie nie dbają, którzy nie leczą swoich ran..
Ponownie wpadłem w moją wewnętrzną histerię. Nie
krzyczę. Nie płaczę głośno. Nie biegam. Nie rzucam niczym i nie rwę sobie
włosów z głowy. Po prostu po raz kolejny coś we mnie pękło i przyrosłem do
podłogi przy oknie, nie mogąc zrobić żadnego kroku naprzód.. Najzwyczajniej w
świecie, zastygłem w miejscu jak metalowy odlew jakiejś formy. Stoję i patrzę w
przestrzeń, która wydaje się niczym..
..Co lub kto sprawia, że człowiek zaczyna
nienawidzić samego siebie?
3 sierpnia, poniedziałek
Poniedziałek okazuje
się dniem wolnym od zaplanowanego wywiadu i promocji nowych perfum. Wszystko
zmienia się, przez kogoś z zarządu i zielonooki jest mu wdzięczny pierwszy raz
w życiu. Jeszcze nigdy wcześniej nie chciał podziękować komuś, kto ma nad nimi
całkowitą władzę, ale w obecnej sytuacji jest mu jak najbardziej na rękę, by
nie wychylać czubka nosa ze swojego pokoju, dlatego, gdy tylko dostają
przyzwolenie na spędzenia dnia, jak im się żywnie podoba Styles niemal biegiem
wraca na szczyt hotelowego wieżowca do swojego pokoju, gdzie na powrót kładzie
się na zbyt dużym jak dla niego łóżku. Wzrok chłopaka utkwiony jest w suficie.
Dookoła panuje idealna cisza, z którą komponuje się równomierne tyknie zegara i
głębokie oddechy Harry'ego.
..Jestem jak kropla w lazurowym oceanie.. Sam jeden
pośród tysięcy.. Jestem jak śnieżny obłok na błękitnym niebie.. Zmienny, wolny,
ale wiecznie pozostający na tej samej drodze.. Jestem jak bladozielony liść,
który kończy swój żywot targany silnym wiatrem.. Bezbronny i niemogący
przeciwstawić się temu, co dzieje się dookoła.. Jestem jak płomień, który
rozprzestrzenia się tak szybko, ale nie może pozostawić niczego za sobą bez
śladu.. Jestem jak morska fala, która z początku silna i wytrzymała rozbija się
o klif.. Ambitny, wierzący w swe siły, które szybko zostają sprawdzone.. Jestem
jak niewielka jasna muszelka na piaszczystym wybrzeżu.. Widoczna dla
wszystkich, tak krucha i delikatna.. Jestem jak kwiat, który bez wody usycha..
Zewnętrznie piękny, lecz w środku umierający.. Jestem jak świeca, która tli się
wieczorem.. Wypalam się, znikam.. Jestem jak klawisz pianina.. Wykorzystywany
przez innych, zużywający się.. Jestem jak ptak lecący w obłokach.. Znikam przed
wszystkimi.. Jestem jak motyl.. Zbyt wrażliwy i płochliwy.. Jestem jak leśny
zajączek.. Przewrażliwiony i nazbyt ostrożny..Jestem jak samochód, który utknął
w korku.. Teoretycznie wolny, ale przykuty do jednego miejsca.. Jestem jak
słowik uwięziony w klatce.. Wystawiony przed wszystkimi, którzy mogą mnie
oceniać, a ja nie mogę się przed nimi schować.. Jestem jak grób.. Milczący,
zaklęty, tajemniczy.. Jestem człowiekiem, takim samym jak wszyscy, a jednak
zupełnie innym..
11 września, piątek
Rok przemija
nieubłaganie, odbierając każdemu jakąś cząstkę życia z każdym kończącym się
dniem. Nim ktokolwiek się obejrzał styczeń przemienił się w wrzesień, a trasa
koncertowa dobiegła do punktu, w którym zaraz wkroczy w swoją ostatnią, czwartą
część, która odbędzie się już na terenie rodzinnych ziem, w pobliżu tego, co
znane wszystkim. Zespół, choć niesłychanie lubiący podróże, z ogromną radością
pakuje swoje walizki i przygotowuje się na powrót do ojczystego kraju. Wszyscy
poznali już uczucie tęsknoty i każdy ma ochotę zobaczyć to, co pożegnał tak
wiele tygodni temu.
Cała czwórka zjawia się
punktualnie w olbrzymim, kwiecistym holu hotelu. Wszyscy są równie obładowani
swoimi walizkami, ale nie przeszkadza im to, bo wszyscy zdają sobie sprawę z
powrotu do domu, z powrotu w rodzinne strony, które, choć w każdym miejscu jest
coś pięknego, pobijają na głowę tym, że są ich domem.
Gdy tylko ochrona jest
gotowa, a trasa do tourbusa jest zabezpieczona metalowymi barierkami i
ochroniarzami, chłopcy niemal w biegu przedostają się do środka pojazdu,
pozostawiając wewnątrz budynku swoje bagaże. Choć zawsze sami transportują
walizki do busa, tym razem postanowili skorzystać z przywilejów przysługujących
im za sławę i to tylko ze względu na ulewę panującą na zewnątrz, bo kto
chciałby biegać z walizkami, gdy ściana deszczu rozprawia się z ludźmi, w ciągu
kilku sekund przemaczając do ostatniej nitki. Za każdym razem są samodzielni i
samowystarczalni, dlatego nie mają wyrzutów sumienia ten jeden jedyny raz
zrzucając obowiązki na kogoś innego.
..Nareszcie siedzimy w tourbusie i kierujemy się na
lotnisko. To nie to, że cieszę się, że zobaczę rodzinę, wystarczająco dużo
plotek docierało do nich, gdy znajdowaliśmy się w Stanach, więc i tak nie
rozstawali się z kimś takim jak ja.. Wciąż z każdej strony docierały do nich
wiadomości o tym, jak złym i okrutnym człowiekiem jestem i to tylko ze względu
na jedno niefortunne zdarzenie z fanką, która krzyczała bez powodu.. To tylko
boleśnie uświadamia mi, że nie poczyniłem żadnych postępów od nowego roku.. Nie
zmieniłem niczego.. Dalej jestem, kim byłem, dalej zawodzę i nie sprawdzam
się..
..Krople deszczu tańczące na szybie są takie piękne,
lecz takie chwilowe.. Pojawiają się regularnie, lecz zaraz znikają pod wpływem
silnego podmuchu wiatru, albo plączą się ze sobą, jak moje myśli.. Niektóre
krople kończą swój żywot tak gwałtownie i nieprzewidywanie, jak niejeden
człowiek w kryzysowej sytuacji, gdy nagle znajdują się na końcu swojej drogi,
przy końcu zimnej szyby i upadają w przestrzeń niezauważone i zapomniane..
Podoba mi się ten rozmazany przez niekończącą się
ulewę widok za oknem, który zmienia się sekunda za sekundą zostawiając w tyle
kolejne odcinki drogi.. Ten obraz jest doskonałym odwzorowaniem codziennej
rzeczywistości.. Spieszymy się tak bardzo ze wszystkim, wciąż za czymś gonimy,
nie zauważając jak wszystko wokół nas przemija niezauważone, niepoznane. Nie
widzimy jak wiele rzeczy, odchodzi, choć nigdy do nas nie dotarło.. Cały świat
staje się dla nas czymś obcym, bo stale wpatrujemy się w jeden punkt,
zapominając, że zawsze możemy odwrócić głowę, zmienić kierunek i zobaczyć
kolejne drzwi, kolejne opcje i propozycje..
..Niezauważenie powoli przekręcam głowę, jednak
wciąż opieram ją o zimną taflę szyby. Dopiero teraz uświadamiam sobie dźwięki
dobiegające moich uszu. Chłopcy rozmawiają ze sobą, śmieją się i żartują,
wspominają najlepsze chwile z dotychczasowych koncertów, ale rozmyślają już o
tych, które dopiero nas czekają. Na ich twarzach goszczą szerokie, szczere
uśmiechy. Są zadowoleni z tego, co zrobili, z tego, co mają, ale także z tego,
że zobaczą się z bliskimi.. Nie potrafię wytworzyć w sobie takiej pozytywnej
energii jak oni, ale pociesza mnie fakt, że ktoś, na kim mi zależy, nie jest
smutny.. To jest w tym wszystkim dobre.. Choć ktoś jest usatysfakcjonowany z
tego, co ma i nie narzeka. Choć ktoś jest z siebie dumny, choć ktoś, coś
docenia i czeka na kolejne wspaniałe chwile..
..Spoglądam na przyjaciół i widzę radosne kulki
szczęścia. Są jak kulki słońca z tysiącem promyczków wokoło. Kulki pełne ciepła
i radości. Nie smucą się. Nie widzą moich porażek, mam je tylko dla siebie i w
sobie.. Są moim prywatnym sekretem i nie dają się poznać.. Dzięki temu nie ma
litości i wiecznych pytań.. Jestem sam ze swoim chaosem i wszystkim tym, co
mnie dręczy.. Jednak to jest dobre.. Istnieje samokontrola i świat teatralny, w
którym trzeba nauczyć się, choć na chwilę zapominać o przygnębiającej
rzeczywistości i tym, jak daleko od ideału i dobra się jest.. Trzeba nauczyć
się, że nie każdy może równać się z wspaniałymi i utalentowanymi osobami,
którym należy gratulować.. I należy starać się, by swoim zachowaniem i
robieniem czegoś nie doprowadzić do katastrofy..
Czarny autobus wjeżdża
na podziemną halę do strefy, do której nikt nie ma dostępu. Są spokojni i
bezpieczni. Nie martwią się, że zaraz zostaną otoczeni przez dzikie tłumy
krzyczących fanek, bo one nie mają jak się tu dostać. Bez pośpiechu przekładają
swoje bagaże na wózki, a później razem z pozostałą ekipą udają się do samolotu
wszelkimi korytarzami oddalonymi od przejść dla zwykłych pasażerów. Również w
samolocie nie są narażeni na piski i wzdychanie przez kilkanaście godzin lotu,
bo choć nie lecą swoim prywatnym odrzutowcem, mają zamówioną całą strefę vip,
by zrelaksować się lub przespać.
..Unosimy się i nie spadamy.. Lecimy, ale jakbyśmy
stali w miejscu.. Zawieszeni w niebie, jak zaklęci w rzeczywistości.. Nie
chcemy odchodzić, lecz nie chcemy wracać.. Nie potrafimy ubrać myśli w słowa..
Jednak niebo zawsze naszych tajemnic dochowa..
Mija kolejna godzina
lotu, jednak to jeszcze nie połowa drogi. Jest już ciemno i późno. Niebo
pokryło się granatowoczarną szatą i wieloma ciemnymi obłokami, które utrudniają
oglądanie oceanu na Ziemi. W samolocie zrobiło się już cicho. Wszyscy
postanowili przespać się i odpocząć, dlatego rozłożyli swoje fotele i skryli
się pod ciepłymi kocami ze spokojną melodią płynącą z słuchawek. Zielonooki
postąpił jak pozostali, jednak gdy tylko ułożył się wygodnie i wyłączył
maleńkie światełko nad głową, jego umysł zaczął pracować na największych
obrotach, nie pozwalając mu na spokojny sen.
..Pociemniało niebo, przygasł słońca blask.. Nie ma
rozstaju dróg.. Nie na nas jeszcze przyszedł czas.. Nie płaczemy krwawymi
łzami.. Karmimy się tylko wspomnieniami.. Choć smutek i radość jednocześnie
mieszają się w nas, to nie na nas jeszcze czas..
..Tak często się potykam.. Tak często upadam.. Przez
kilka słów, przez lęki, przez łzy.. Potykam się o swoje nogi, o własną duszę, o
własne życie.. Upadam.. I spadam w dół.. Lecę.. Nikt mnie nie łapie.. Nie
zatrzymam się sam.. Czas po cichu odebrał mi skrzydła, których nigdy nie
miałem.. Nie mogę wzlecieć.. Nie mogę się już podnieść, by jak ptak z innymi
szczyty zdobywać..
Kim wy jesteście, srebrne i złote gwiazdy, które sny
z mego czoła zabierają? Dlaczego trokami i echem tęsknoty się nie zajmiecie?..
Jak mam wywołać melodię magiczną? Jak rytm serca i życia wydobyć?.. Jak czas
mogę teraz zatrzymać?.. By bosymi stopami i zimnymi dłońmi nieba dotknąć.. Jak
tego dokonać.. Jak zmienić się w motyla, by wolności zasmakować..? Jak utrzymać
się w nicości, by nie opaść w dolinę śmierci?..
..Biegnę.. Nikt mnie nie zatrzyma.. Wzlatuję.. Lecz
nie lecę, upadam.. W dzień.. W noc.. W przestrzeń niepewności.. Nie zbudzę
szarej codzienności, bo utknąłem pod osłoną zimnej samotności.. Stoję w
miejscu.. Zanikam..
..Oczy zamykam.. Powieki zbyt ciężkie od trosk dnia
codziennego.. Ich konstrukcja moje żebra łamie.. Serce wstrzymuje.. Czy kiedyś
się pozbieram, czy na dnie zostanę i tam stworzę historię nie do zapomnienia..?
21 września, poniedziałek
Wskazówki zegara
wskazują trzecią piętnaście. Harry widzi to doskonale pomimo ciemności
panującej dookoła. Siedzi sam w swoim domu i mógłby mieć włączone światło, ale
nie chce. Światło sprawia, że widzi siebie, a to ostatnia rzecz, na którą ma
teraz ochotę. Jasność oznaczałaby widok ran i blizn. Jasność pokazałaby
brzydotę, a w ciemności pozostaje tylko świadomość. Świadomość zawsze będzie
prostsza, niż patrzenie na rzeczywistość.
..Już dawno polubiłem ciemność i samotność. Świat
jest wtedy łatwiejszy, przyjaźniejszy i spokojniejszy.. Pozwala na koncentrację
i przemyślenia.. Porządkuje chaos lepiej, niż za dnia.. Moje życie budzi się w
mroku.. Moja dusza ożywa.. Emocje ciągną wtedy tłumami.. Ślepe, podążające za
celem, podczas gdy ja niewidocznie tkwię w miejscu..
Jak delikatne, leciutkie ptasie piórko na wietrze
spokojnie we wspomnienia opadam.. Nie spieszę się i gwałtownie nie spadam.. Nie
czeka mnie burza i jeszcze nie łez morze, to na nic tam nie pomoże.. Przeszłość
miała swoje piękne, ale i złe lata, które gdzieś w pamięci wciąż zachłannie
przeplata..
..Radość, szczęście, śmiech, zadowolenie i duma są
jak mgła, która pojawia się i znika.. One były i kiedyś coś znaczyły.. Kiedyś
było dobrze i niesamowicie, proste było życie.. Proste i radosne były te
chwile, gdy jako dziecko nad strumykiem się bawiłem.. I jak on wolny,
przebiegły i szczęśliwy byłem.. Wspaniale się układało, gdy na łące w wysokiej
trawie czułem, że się bawię.. Że korzystam z tego, co dookoła.. Byłem jak
motyl, który na moment przysiada i zaraz umyka do innego kwietnika.. Nic mnie
nie martwiło, na mojej dziecięcej buźce zawsze uśmiech i szczęście gościło,
które teraz nie wiadomo gdzie się zgubiło.. Niczym się nie przejmowałem,
smutnych dni nie miałem.. Gdy coś mi się zdarzyło, zaraz z mojej główki
zniknęło.. Byłem wolny niczym ptak.. Mogłem wszystko.. Nie biłem się z
myślami.. Żyłem swoimi samochodzikami.. Spędzałem czas z kolegami.. Psociłem i
biegałem.. Byłem i żyłem..
..To moje wołanie słychać w oddali.. Krzyczę.. Ale
nikt mnie nie słyszy.. Błagam.. Ale nikt mi nie pomaga.. Chcę się uwolnić..
Chcę rozwinąć skrzydła.. Chcę wzlecieć i powrócić.. Nie mogę..
Dzieci niczym się nie przejmują.. Gdy upadną, wstają
i się otrzepują.. Nie zwrócą na rany żadnej uwagi, bo już dawno będą biegać
gdzieś w oddali.. Nawet blizny im nie przeszkadzają, bo nie pamiętają, co się
wydarzyło i gdzie się zraniło.. Jeśli ktoś ich obrazi, wzruszą ramionami lub
odpowiedzą tym samym, lecz zgoda przyjdzie szybciej niż burza z piorunami..
Nikt po paru minutach nie będzie wspominał, o co się sprzeczał.. Dzieci to
wspaniałe istotki.. Wolne od trosk i zmartwienia.. Wolne od zniewolenia.. Cudowne
maluchy bez świadomości i sumienia niszczącego życie..
..Jestem jak ptak postrzelony w locie..
..Chciałbym zapomnieć.. Chciałbym powrócić.. Znów
mieć trzy latka i bawić się życiem.. Znów zasnąć w mamusi ramionach.. Znów z
tatą w pracowni cudów dokonać.. Chciałbym na powrót z siostrą piosenek na
pamięć się uczyć.. Znów przed lustrem występować.. Chcę wrócić.. Chcę widzieć
jak wtedy świat w tęczy kolorach.. Chcę wrócić tam, gdzie nie ma bólu.. Chcę
tam, do słonecznego i bezchmurnego blasku.. Chciałbym znaleźć się na powrót w
szczęśliwej krainie, gdzie każdy dzień słodkim miodem płynie.. Chcę do tego
przekonania, że nie ma rzeczy nie do pokonania.. Chcę do wolności i
przyjemności.. Chcę do zapachu wiosny i mroźnej zimy, gdzie na sankach i
łyżwach po lodzie się gonimy.. Chcę tam, gdzie nie było przebaczenia, bo nie
było nic do zapominania.. To były najlepsze chwile ludzkiego trwania.. O
życie.. O losie.. O duszo stęskniona.. Przywróć mnie tam, gdzie będziesz
spełniona.. Zabierz mnie w miejsce, gdzie wszystko się udaje i czas w miejscu
nawet na chwileczkę nie przystaje.. Wróćmy razem tam, gdzie nikt nie patrzy i
nie ocenia, bo wszystkie drobiazgi się docenia.. Chcę wrócić tam, gdzie byłem
szczęśliwy.. Szczęśliwy i wiecznie żywy.. Tam, gdzie na nieskazitelnej skórze
ani jedna rana się nie pojawiała.. Tam, gdzie nic nie było do ukrywania..
..Przeszłość jest jak ogród tajemniczy.. Prywatny i
zaczarowany.. Zamknięty.. Ukryty.. Niedostępny.. Nie mam tam wstępu, choć
walczę z losem.. Choć biję się o duszę.. Zostaję tutaj i cierpię okropne
katusze..
..Bladość krwistą czerwienią się pokrywa.. Nawet łza
niejedna jej nie zmywa.. Nie potrzeba ostrzy, by duszę urazić.. Nie potrzeba
siły, by skórę zranić.. Lód i chłód ciała choć przez moment staje się
rozgrzany.. Choć przez chwilę odczuwa i nie jest obojętne.. Przecina się skóra.. Przecina wnętrze..
Przecina się to, co najgłębsze.. Zranione zostają nawet myśli i słowa.. Tutaj
nawet dusza się nie schowa.. Ból zewnętrzny nie równa się temu ukrytemu..
Wszystko zaczyna się od nowa..
I tylko ciemność od większej surowości ratuje..
Tylko ciemność wszystkiego od razu nie pokazuje.. Mrok chwyta w swe szpony..
Sekrety ukrywa.. Ale krwi z duszy nigdy nie zmywa..
..Co by się wydarzyło, gdyby to, co minęło, nigdy
się nie odbyło?.. Co by było gdyby zamiast z rana pobudki i przesłuchania, były
wielkie lody do śniadania.. Co by się stało, gdyby zamiast odkrycia jedności w
pięciu osobach, żadnego talentu do wspólnej szkatułki nie schować.. Co by tak
naprawdę nasze życie znaczyło, gdyby to, co było, tak nagle gdzieś się skryło?..
Czy wiele rzeczy innych by było, gdyby raz decyzję zmienić i umowy się nie
pilnować?.. Jedna wielka niewiadoma ogarnia w takiej chwili człowieka.. Chaos i
zamieszanie w głowie się pojawia.. Smutek, strach, przerażenie i radość się
miesza.. Wielkie pytania i brak odpowiedzi.. Człowiek błądzi, choć z własnymi
myślami tylko siedzi..
..Może los inaczej drogę by wyznaczył, gdybym nigdy
się nie odważył.. Może wszystko zupełnie odmienione by było, gdyby między nami
przenigdy nic nie zaiskrzyło.. Każdy by zaryzykował, a później do własnej
ścieżki znów zawędrował.. Nie byłoby zamieszania i zła poznawania.. Może
wszystko weselej by się skończyło i nic by nie było takie, jakie się zdarzyło..
27 października, wtorek
Koncerty na terenie
Anglii i Irlandii to coś o wiele piękniejszego, niż te w innych miejscach
świata. Choć kochają wszystkich swoich fanów, w każdym, nawet najbardziej
odległym zakątku świata, i szczerze uwielbiają każdą jedną, nawet najmniejszą
akcję, jaką dla nich przygotowali, nic a nic nie może równać się z pobytem w
domu. W miejscu, z którego są i w którym wszystko się zaczęło. Występowanie
tutaj, w domu, ma więcej zalet. Nie muszą mieszkać w hotelach, ich rodziny i
przyjaciele nie są tak daleko. Wszystko odbywa się z większym spokojem i bez
pośpiechu, bez większych zmartwień.
Każde wieczorne show
kończy się fenomenalnie. Nie ma osoby, która nie wychodziłaby zadowolona i
uśmiechnięta, z masą zdjęć i filmików na pamiątkę. Wszyscy też ze spokojem wracają do swoich
domów i własnych łóżek, by wypocząć przed kolejnym dniem pracy.
Każda jedna rzecz na
powrót wydaje się być kolorowa. Bez żadnych zniszczeń i oszustwa. Znów wszystko
przedstawia się jako coś normalnego i naturalnego. Nic nie wskazuje na to, by coś
mogło pójść nie tak, bo przecież wszyscy się uśmiechają.
..Przepraszam.. Którędy do wyjścia?.. A może
zostać.. Zmieść wszystkie chwile rozsypane pod ogromny dywan.. Nie potrafię
tak.. Nie umiem złapać oddechu.. Nie umiem być.. Zimne serce.. Chłód ciała..
Niekontrolowane łzy.. Nie ma nadziei na lepsze jutro.. Już nie może tak być..
Nie ma już fali, która wiarę daje.. Nie ma już wiatru, który samotność
rozmywa.. Nie ma przepraszam i oczekuję.. Na nic już nie zasługuję.. Wszystko,
co były zaplanowane, już było, zniknęło.. Nic więcej nie będzie dane..
Nikt nie widział mojego serca smutnego, nikt nigdy
nie dostrzegł go we łzach zatopionego.. Nie było nikogo, kto żal i bezradność
by zauważył.. Czy zawód i ból poczuł.. Nie było świadomości o mojej kruchości i
przemijalności.. Nikt nie zobaczył upadku, apatii i zobojętniania.. Bo to była
tajemnica jak najbardziej do strzeżenia.. Nie pojawiła się litość.. Był dobry
obraz do zapamiętania i kochania.. Właśnie tak miało być.. Nie warto zadręczać
innych swoim bólem, gdy oni na szczyt wzbijają się lekkim piórem.. Nie można
złotej ścieżki życia usłanej niemal różami komuś niweczyć, gdy należy
gratulować.. Trzeba o swym lęku zapomnieć.. Ukryć przed światem.. Wtedy każdy
człowiek wydaje się być pięknym kwiatem..
..Przepraszam, nie raz spóźniłem się z odpowiedzią..
Nie raz zaginęło mi w głowie pytanie.. Przepraszam za pośpiech, za bieg,
porywcze gadanie.. Przepraszam za dekoncentrację.. Za bezmyślne słowa, głupie
żarty.. Przepraszam.. Za nieobecność.. Za odpływanie.. Za kłamstwa i oszustwa..
Za umowy podpisanie.. Przepraszam za miłość.. Za przyjaźń.. Za złe spojrzenie..
Za zły podpis i głosu zmienienie.. Przepraszam za utratę rytmu, słów
pomylenie.. Za wyjście z wprawy i kroków tanecznych pomylenie.. Przepraszam za
bycie wyblakłą gwiazdą.. I za to, że widzieliście tyle porażek.. Za każdą
pomyłkę i błąd.. Za każdy zły sąd.. Za to, że znikałem i się ukrywałem.. Za to,
że nie pojawiałem się tam, gdzie chcieliście.. Za to, że nie robiłem tego,
czego oczekiwaliście.. Przepraszam za zawód i zranienie.. Każde cierpienie i
zło biorę na siebie.. Nie będę prosił o wybaczenie, bo należą mi się tylko
ciężkie kamienie.. Nigdy nie chciałem wystawiać rozczarowania na pokaz, jednak
wy i tak musieliście patrzeć na to wszystko z każdej strony.. Przepraszam..
Jaki smak może mieć okrutna porażka, jeśli jeszcze
kiedyś niemal tak pewny byłem sukcesu.. Jak bolesny cios może ciało zranić, gdy
wszelkie starania zostają na dnie utracone.. Jaki wiatr porywczy może nas
rozbudzić.. Jaki wulkaniczny pył dostanie się do serca i zatrzyma je w
miejscu.. Kto wystrzeli strzałę i zakończy te wszystkie cierpienia.. Smutek we
łzach po twarzy mojej spływa.. Ciężkie są moje powieki, a poranek jeszcze taki
daleki.. Nie ma mgły w pobliżu, która ukryłaby moje okropne ciało.. Przegrana
coraz bardziej dotyka mej duszy.. Czuję jej szpony.. Pazury muskają już moje
serce.. Życie już dawno zaczęło tracić swój sens..
Tato.. Czy mam prawo tak do ciebie mówić? Czy
powinienem?.. Może ty nigdy nie zasłużyłeś na taki tytuł.. Zraniłeś mamę..
Zraniłeś mnie.. Zniszczyłeś naszą rodzinę.. A jednak nie wyrzekłem się ciebie..
Nie odwróciłem się nawet wtedy, gdy nie odzywałeś się przez lata i powróciłeś
dopiero, gdy stałem się sławny.. Widocznie miałem zbyt dobre serce.. Albo to
nie ono.. Może byłem zbyt słaby, by powiedzieć ci, że nie chcę cie znać..
Musisz wiedzieć, że nienawidzę cię za każdą najmniejszą łzę, którą mama
wypłakała po twoim odejściu.. Ale musisz też wiedzieć, że jestem ci wdzięczny
za opiekę nade mną, gdy byłem taki malutki i bezbronny.. Byłeś.. Krótki okres
czasu, ale byłeś.. Dlatego dziękuje ci, za każdą chwilę, którą mogliśmy spędzić
razem.. Choć przez moment przyczyniłeś się do tego, by pomalować mój świat,
kiedy z uśmiechem na ustach i pędzlem w dłoniach uzupełniałeś mój raj o nowe
barwy.. Kąpałeś mnie w rosie szczęścia.. Tuliłeś w marzeniach gwiazd.. A
później zniknąłeś.. Tak samo jak znikały nasze mydlane, tęczowe bańki
zostawiając po sobie jedynie wspomnienie..
Robin.. Odnalazłeś się w naszym życiu, jak słońce po
burzy.. Niespodziewanie.. Bez ostrzeżenia.. Przedarłeś się przez nasze mury,
bez żadnego kamienia.. Jak opiekun wziąłeś nas w swoje ramiona i próbowałeś
cudu dokonać.. Gdy gubiłem się pośród leśnych wrzosów i traw wysokich, ty
wyciągałeś rękę i pomagałeś odnaleźć drogę.. Nie pozwalałeś na łzy.. Zbierałeś
je do srebrnego słoiczka, a potem razem ze mną gwiazdy oglądałeś, bym nie
pamiętał o smutku i strachu o mamę.. Zaopiekowałeś się mamą.. Byłeś i jesteś
jej aniołem stróżem.. Szczęście wieczne wam wróżę.. Nie potrafię jak ptak
wzlecieć i głosem poczarować.. Nie umiem jak płatek śniegu w lekkim wietrzyku
zawirować.. Ale chciałbym ci z tego miejsca serdecznie podziękować.. Za każdą
dobrą chwilę.. Za każde łez otarcie.. Za wsparcie dla mamy i doping na jej
nowym starcie..
Mamo.. Mamusiu.. Moja opiekunko.. Kochana wróżko
spełniająca wszystkie życzenia.. Przepraszam cię.. Przepraszam, że musiałaś
mieć mnie na wychowanie.. Przepraszam, że zamiast pięknym i pachnącym, kwiatów
bukietem, byłem kłodą pod nogami.. Przepraszam za każdą złą ocenę i złe
zachowanie.. Wiem, że powinienem pójść za to na ukaranie.. Przepraszam za każde
złe słowo, okropną minę i odejście, gdy trzeba było zostać, choć na chwilę..
Przepraszam za wszystko, co w moim dzieciństwie zepsuło ci dzień.. Za wszystko,
co sprawiło, że miałaś ochotę oddalić się w cień.. Za każdą sytuację, w której zastanawiałaś
się, co zrobiłaś źle.. Nic nie było twoją winą.. Przepraszam, że zawiodłem cię
tyle razy kiedyś i teraz.. Przepraszam za łzy.. Za każdą przykrość, jaką ci
wyrządziłem.. Przepraszam, że nie mogłaś chwalić się mną i być ze mnie dumna..
Wiem, że nie dałem z siebie wszystkiego.. Mimo całego zła, jakiego dokonałem,
chciałabym ci też podziękować.. Mamo, dziękuje ci, za każdą lekcję, jaką mi
dałaś.. Za każdy uśmiech i brawa, bez względu na to, czy były udawane czy
prawdziwe.. Za każde dobre i złe słowo.. Za każde wzięcie mnie w ramiona.. Za
każdy wspólny dzień i ukołysanie mnie do snu.. Za opiekę.. Za bycie
najwspanialszą kobietą w moim życiu.. Nie wiem, co mogłoby za wszystkie krzywdy
ci wynagrodzić.. Co mogłoby za każde dobro wpaść w twoje dłonie.. Dziękuje i
kocham cię z ust mych płynie w przestworza, wierząc, że kiedyś cudu dokona..
Zdejmę z ciebie ciężar mamo.. Już niedługo nie będziesz musiała oglądać cienia
porażki.. Jednak teraz chcę naprawdę cię ucałować i szczerze, jak nikomu innemu
chcę ci za życie podziękować..
Gemma..
Najlepsza siostro pod słońcem.. Jesteś w moim życiu, jak umacniające się
drzewo, które dawało mi schronienie i oparcie.. Nikt nigdy nie mógł cię
zastąpić.. Byłaś i jesteś jedyna w swoim rodzaju.. Przepraszam cię za każdą
obrazę, za każde złe słowo i każdą, nawet tą najgłupszą kłótnię.. Przepraszam,
że cię denerwowałem.. Że nie miałaś z mną spokoju.. Przepraszam, że nie mogłaś
zajmować się sobą, bo tak często byłaś proszona o to, by się mną zająć..
Przepraszam, że ci dokuczałem.. Z rodzeństwem tak to już bywa, raz się wygrywa,
raz się przegrywa.. Jeśli zbyt długo jest dobrze to znak, że zbliża się
tragiczna burza, która powoli będzie wyniszczać wszystkie osiągnięcia.. Ale nie
wolno się poddawać.. W trudnych sytuacjach czasami możemy liczyć tylko na swoje
rodzeństwo.. Wiem, że nie raz na ciebie narzekałem, ale już dawno zrozumiałem,
że tak wspaniałej osoby nie można się wyprzeć i zostawić.. To byłoby grzechem
niewybaczalnym.. To byłoby tak, jakby ktoś chciał uśmiercić piękne kwiaty, nie
dając im kropli wody.. Wiem, że bez ciebie wiele razy bym sobie nie poradził..
Dziękuje za wszystko, czego mnie nauczyłaś.. Za wszystko, co razem ze mną
zrobiłaś.. Dziękuje, że mi wybaczałaś i porady dawałaś.. Dziękuje za każde
twoje odwiedziny, a przede wszystkim za to, że nie zostawiłaś rodziny.. Jestem
ci wdzięczny także za to, że nie poszłaś za krzykiem mojej sławy.. Jestem
wdzięczny za to, że zostałaś, kim jesteś i jesteś, jaka jesteś, bez względu na
wszystko.. Jesteś cudowną i kochaną osobą.. Dziękuje, że mogłem spoglądać na
twoje sukcesy.. Że mogłem być z ciebie dumny.. Dziękuje, że jesteś właśnie moją
siostrą..
..Dziękuje wam wszystkim, wam, bliskim.. Za to, że nie
wytykaliście moich wad głośno nawet przez chwilę, choć było je widać na każdym
kroku..
Klęczę nad swoimi łzami.. Klęczę nad moimi snami i
wszelkimi marzeniami.. Wymawiam słowa bez trwogi.. Nie czuję żalu do losu..
Widocznie tak jak było, miało być.. Tak jak zaplanowano, tak się wydarzyło..
Wszystko się spełniło.. Moje serce kiedyś zabiło i kilkanaście lat to robiło..
Na mojej duszy i ciele rany się pojawiły, co z tego, że ich wiele.. Nie będę
krzyczał i lamentował.. Świat tak nigdy by się nie zlitował.. Nie boję się..
..Przedzieram się przez życie.. Wyplątuje się z
supełków myśli.. Niedopowiedzenia.. Ukryte słowa.. Dusza i tak już zraniona,
nigdy nie zostanie naprawiona.. Są tylko blade wspomnienia i ciche
westchnienia.. Łzy, smutek.. Wzruszenia.. Przygasł dzień.. Noc się skryła..
Dźwięki się przyciszają, jakby niewidzialna ręka koniec zapisywała.. Mrok..
Pustka.. Nicość.. Sekret i tajemnica.. Bezpowrotnie zatrzasnęły się drzwi..
7 listopada, sobota
..Zabiłem nieme krzyki.. Udusiłem złe przeczucia..
Byłem głuchy na wołania.. Zamykałem swe oczy od płakania.. Nie wiedziałem.. Nie
sprawdziłem się.. Przepraszam..
Zayn.. Każde złe słowo, jakie rzuciłem na ciebie nie
powinno wyjść z moich ust.. Przepraszam.. Także za to, że nie rozmawiałem.. Nie
pytałem.. Nie widziałem.. Przepraszam.. Zawiodłem.. Zepsułem.. Zostawiłem..
Wiem.. Pozwoliłem ci, żebyś się oddalił, choć wcale tego nie chciałem..
Pozwoliłem, byś utracił cząstkę siebie.. Przepraszam.. Musisz jednak wiedzieć,
że mam do ciebie żal.. Żal o to, że zdarzało ci się ranić naszych przyjaciół..
Swoimi słowami, swoim zachowaniem, swoimi ucieczkami i swoim nieobecnym byciem
wśród nas.. Ten żal jednak przemija.. Znika.. Topi się jak płatek śniegu
złapany na rozgrzaną dłoń.. Dziękuję za to, że przez tyle czasu tworzyliśmy
jedność.. Za to, że osiągaliśmy kolejne stopnie naszej kariery i wspólnie
pozbywaliśmy się przeszkód.. Dziękuję za to, że umiałeś pocieszyć chłopaków, za
to, że umiałeś ich rozśmieszyć.. Umiałeś z nimi rozmawiać.. Dziękuje za to, że
byłeś i nie odtrąciłeś mnie mimo tylu moich pomyłek..
Liam.. Jesteś idealnym przykładem na to, jak
człowiek szybko może się zmienić.. Jak może się zmienić na oczach wszystkich..
Przepraszam cię za to, że pozwoliłem ci utracić tyle rozsądku i rozwagi..
Przepraszam, że nie było mnie obok ciebie, gdy zacząłeś zmieniać swoje życie i
przestawiać je na ścieżki, na których spotykało cię tyle głupot.. Przepraszam,
że nie przypilnowałem cię, byś czasami się kontrolował i opanował.. Powinieneś
być jednak świadomy, że nie potrafię ci wybaczyć sprawiania smutku naszym
przyjaciołom.. Nie potrafię ci zapomnieć tego, ile razy wywołałeś ich kiepskie
nastroje i przygnębione buzie.. Mogę pogodzić się z tym, że mieszałeś się do
mojego śpiewania.. Mi się należało.. Nie wszystko potrafiłem robić dobrze.. Ale
ja to ja.. A Louis i Niall nie zasługiwali na coś takiego.. Oni nigdy nie
powinni zostać ukarani odbieraniem im ich solówek przez ciebie.. Powinieneś ich
za to przeprosić i się opamiętać.. Nie możesz ich ranić.. Nie zasługują na to,
by odbierać im to, co kochają.. By odbierać im chwile, w których mogą pokazać
światu swoje anielskie głosy.. Miałeś też dobre chwile, za które powinienem ci
podziękować.. Byłeś przy chłopakach, gdy ja skrywałem się gdzieś w oddali..
Spędzałeś z nimi czas.. Byliśmy razem w piątkę, ale i w czwórkę.. Pomogłeś temu
przetrwać.. Dziękuję.. To było dobre..
..Nie będę tworzył pretensji do nikogo.. Nikt nie
zasługuje na jawne oskarżenia.. Nie będę wytykał drobnych pomyłek, gdy sam nie
zasługuje nawet na gram blasku i dobra.. Nie chcę mieć na myśli nic złego.. Nie
chcę tylko zostawiać nic niewyjaśnionego.. Powiem.. Wszeptam.. Opowiem sam
sobie.. Zostawię blisko siebie i żadnej rany nie zadam tobie.. Zamknę swe słowa
w szklanej pułapce.. W labiryncie korytarzy.. Bez ucieczki.. Bez rozwiązania..
Bez żadnego zdradzania.. Ukryję głęboko.. Na samym końcu.. Przymknę wieczko i
przygotuję metalową kłódkę.. Sprawię, by nic złego do nikogo nie dotarło..
Sprawię, by to, co moje, na zawsze już takie było.. Odejdę..
25 listopada, środa
Niall.. Ni.. Nie od dziś wiadomo, jak wyjątkową
jesteś osobą.. Niepowtarzalna jest twa irlandzka duszyczka, która takim
szczęściem tak często rozbłyska.. Nie wiem jak miałbym twarzą w twarz pożegnać
się z tobą.. Chyba nie jestem do tego odpowiednią osobą.. Zawsze byłeś mi
bliski, mój przyjacielu.. Takich jak ty, nie było nigdy wielu.. Dziękuję.. Za
każdy twój uśmiech, za piękne słowo.. Za radość i otuchę.. Za każde wzruszenie
ramionami.. Za każde zmniejszanie przeszkód i problemów.. Dziękuję.. Za bycie,
za wsparcie.. Za życie.. Za znalezienie się tam, gdzie cała nasza reszta.. Za
tworzenie czegoś, co już nigdy się nie powtórzy.. Dziękuję.. Szczerością chcę
dziś choć trochę każdego obdarować, więc i tobie muszę coś zdradzić.. Zły
byłem, gdy w trudnej sytuacji jak dziecko się zachowywałeś.. Zły, bo zamiast
faceta, bezradnego chłopczyka ukazywałeś.. Jednak wiem, że wyszedłeś z każdej
opresji i należą ci się za to należyte brawa.. Muszę cię przeprosić za to, co
złego ci zrobiłem.. Świadomie, czy bez myśli.. Jednak zrobiłem.. Zawsze jak
słoneczna kulka wokół nas byłeś.. Jak zaraźliwa różyczka się promieniłeś..
Starałeś się być pocieszeniem i ukojeniem.. Dziękuję.. I przepraszam, za
oddalenie, gdy ty znajdowałeś się w trudnych chwilach.. Przepraszam, że nie
byłem kimś, z kim mogłeś mówić o każdej porze, bo znikałem.. Uciekałem.. Mimo
wszystkiego życzę ci wszystkiego najlepszego.. Jesteś doskonały i wspaniały..
Na najlepsze zasługujesz, a nie zawsze otrzymujesz.. Przepraszam i dziękuję, to
wyszeptać ci potrafię szczerze.. Gdybym mógł w ramiona bym cię porwał i dla
ciebie cudu dokonał.. Całe zło świata pokonał aniele..
3 grudnia, czwartek
Louis.. Lou.. Jestem moim drugim niebieskookim
aniołkiem.. Jesteś lodowym góry wierzchołkiem.. Pomimo wszystkiego zawsze
jesteś jak coś szczęśliwego.. Nie toniesz.. Chowasz, co złe i nie pokazujesz..
I ciebie przeprosić czuję się w obowiązku.. Przy tobie także się nie
wykazałem.. Na co stać mnie, jako przyjaciel, nie pokazałem.. Zawiodłem i
ciebie.. Wiem. Przepraszam.. Nie byłem w pobliżu, gdy było mnie potrzeba..
Tobie również nie udało mi się uchylić kawałka nieba.. Ponosiłem porażki i nie
starałem się dostatecznie.. Ale nie martw się, ukarałem się już niemal
dostatecznie.. Przepraszam, że nie pilnowałem twoich łez, gdy policzki twe
odwiedzały.. Przepraszam, że nie walczyłem, gdy gazety kłamstwa o tobie
pisały.. Przepraszam za wszelkie krzywdy, jakie ci wyrządziłem.. Domyślam się
jak tym i u ciebie wiele straciłem.. Przykro mi tylko było czasami, gdy
uciekałeś nie tylko przed kamerami.. Gdy wsiadłeś bez słowa w samolot ze swoimi
idiotycznymi kolegami i znikałeś za chmurami, zostawiając nas wszystkich gdzieś
w oddali.. Nie będę miał jednak do ciebie żalu.. Złość nie jest ogniem wiecznie
żywym.. Jest niewielką iskierką, wielkim płomieniem, ale po czasie się wypala..
I dla ciebie nigdy nie chciałem czegoś złego.. Zasługujesz w życiu na coś
wspaniałego.. I zdecydowanie powinno być to także za anielski głos docenienie..
Dziękuję, że nie odszedłeś.. Że byłeś i trwałeś, pomimo tego, co wszyscy
mówili.. Dziękuję, że i ty byłeś chodzącym radosnym promyczkiem.. Że
troszczyłeś się o wszystkich i dbałeś, jak tylko najlepiej umiałeś.. Dziękuje
za twój wszystkowiedzący wzrok.. Za przepiękny uśmiech, który dodawał otuchy
nawet w najgorszych chwilach, o których tak naprawdę nikt nie wiedział.. Teraz
jednak na dłonie twoje przeprosiny i podziękowania osobiście składam..
Szczerze.. Prawdziwie.. Właśnie tobie.. Gdybym umiał.. Gdybym tylko był w
stanie, wszystko wyszeptałbym ci twarzą w twarz.. Wprost do serca.. Ale nie
mogę.. Nie potrafię tego zrobić ani wobec ciebie, ani wobec reszty osób.. Nim
odejdę.. Zabiorę i twoje także cierpienie, nim rzucę wobec siebie ostatecznie
kamienie..
15 grudnia, wtorek
..Zmuszam się.. Zmuszam moje usta, by nadal słowa
głośne i wyraźne tworzyły.. Zmuszam swoje oczy, by nadal wszystko dostrzegały,
by nadal dookoła patrzyły.. Chyba tylko serca do pracy zmuszać nie muszę.. Bo
to, wbrew mnie jeszcze nie raz by rytm wybiło.. Do życia się zmuszałem.. Bo sam
tak czułem.. Bo sam tak chyba chciałem.. Nawet samokontrolę na sobie
wymuszałem, bo nikogo ranić i spychać na dno nie chciałem.. Swoje dłonie blade
i zimne wznoszę i o jeszcze chwilę proszę..
..Dzień, za dniem, minuta za minutą, godzina za
każdą kolejną godziną.. Mija jedno za drugim, drugie za trzecim.. Nie ma znaków
i wskazówek.. Nie ma powrotów.. Zgubiłem się.. Codzienna rutyna, te same
zajęcia.. Irytacja? Znudzenie? Dziura coraz większa.. Podróż życia staje się
męcząca.. Nie ma nic sensu.. Nie ma celu.. Nie ma korzyści.. Nie ma uśmiechu..
Nowych okazji.. Nie ma radości.. Znikają twarze.. Znikają dusze.. Gdzie
podziali się wszyscy ludzie?..
..Kilkanaście lat temu swoją ścieżkę życia
rozpocząłem.. Krzykiem, płaczem, zagubieniem.. Jednak zostałem przyjęty z
uwielbieniem.. Nie wszystko tak, jak byśmy chcieli, zawsze się toczy.. Czasami
coś na złe tory zboczy.. Czasami coś umknie, zniknie, przejdzie obok nas
niezauważone.. I nim się obejrzymy już pewne chwile zostają stracone.. Każdy z
nas tak niewinnie zaczyna.. Bez grzechu, bez uśmiechu, bez zranienia.. Ale
wystarczy tylko chwila zwątpienia.. I całe życie z kolorów tęczy na szarość się
zmienia.. Nie ma już barw radosnych, ciepłych i kolorowych.. Czerń, szarość i
biel, to paleta odcieni dla nas gotowych.. Znika uśmiech, znika radość, wolność
i od smutków uwolnienie.. Nasze życie dopada zniewolenie.. Plątanina myśli,
chaos i w klatce życia uwięzienie.. Brakuje nam szczęśliwych chwil, bez
zmartwień, bez trosk, bez pamiętania.. Ale to już nie jest do odzyskania..
Stajemy na rozstaju dróg.. Bez pomocy, bez rad, bez wparcia.. Nie ma już drogi
powrotnej do szczęśliwej dziecięcej krainy.. Marzenia umykają w mrok.. Cisza
się pojawia.. I człowiek sam do siebie potem już tylko gada.. Nikt nie chce
litości wobec siebie.. Nikt nie chce martwić bliskich problemami, gdy są zajęci
swoimi sprawami.. Nie mogłem martwić innych sobą i tak byłem i jestem
beznadziejną osobą..
..Staję się prochem.. Przemijam.. Nie jestem wart
blasku gwiazd, księżyca.. Nie wart jestem nawet jednego promienia słońca.. Nie
dla mnie niebo.. Nie dla mnie anielskie spojrzenie i ukojenie.. Jestem
strzępkiem.. Bez barw.. Bez życia.. Żaden już pędzel nie wypełni kolorem mojej
duszy.. Żadna glina nie zakryje blizn mego ciała.. Próbuję dryfować.. Ale tu
już nie ma, co ratować.. Nie ma czegoś szukać.. Nie ma kogo znajdować.. Kręte
korytarze stoją na mej drodze.. Ściany blokują dźwięki.. Dym zabiera
spojrzenia.. Gaśnie światło.. Gasnę sam.. Nie gubię drogi, tą, którą
przyszedłem, bardzo dobrze znam.. Nie ma innego rozwiązania.. Nie zostanę przez
nikogo przygarnięty.. Nienawidzę siebie.. Zanikam..
..Ślady pozostaną na wieki.. Nie zaginą
wspomnienia.. Przeszłość aż tak nas nie docenia, by zniknąć i więcej się nie
pojawiać, by nigdy już o tym, co było, nie mawiać..
Wypala się świeca.. Wypala spojrzenia.. Już nie biegnę
za światłem cienia.. Stoję i patrzę, jak wszystko znika.. A ze światem i moja
dusza umyka.. Serce rytm powoli gubi.. Swój zapał nareszcie studzi.. Sny już
się nie pojawiły.. Myśli nie są godne takiego skarbu.. Życie nawet marzenia
odebrać potrafi.. Nie ma już nic, co było.. Docieram do tego, co się
zakończyło..
..Moje myśli sens stracą.. Wspomnienia się nie
wzbogacą.. Jestem utraconym człowiekiem.. Nigdy nie pozostanę nawet najcichszym
echem.. Odejdę niezauważony.. Po cichu.. Bez zawahania.. Na palcach stóp..
Boso, po zimnej posadzce.. Umęczony.. Wyczerpany.. Bez sił.. Nie należy mi się
biel na koniec życia.. Nie zasługę na anielskie symbole.. Okrywam się nocy
cieniem.. Bezpiecznie.. Bez zawadzania.. Pozostanę zapomnieniem.. Gwiazdy na
czarnym aksamicie mi towarzyszą.. Oddalone.. Jednak tak bliskie..
..Chcę stać się wiatrem.. Chcę zniknąć, jakby nigdy
mnie nie było.. Chcę odejść jak puchowa kołderka, gdy na tworze ciepłe słońce
na spacer się udaje.. Chcę umknąć z tego świata jak motyl.. Lekko.. Bez bólu..
Bez cierpienia.. Chcę być wiosennym podmuchem.. Otaczać bliskich wokoło..
Zachwycać ciepłem i zapachem.. Chcę przynosić piękną i kwiecistą porę.. Chcę
odkupić swoje winy i błędy.. Chcę nareszcie być czymś, co wywoła na ludzkich
twarzach uśmiech.. Nie chcę by ktokolwiek mnie pamiętał z obecnego czasu.. Nie
chcę o to żadnego hałasu.. Zniknę jak poranna mgła.. Ulecę jak woń mocnej kawy
o poranku.. Przeminę jak aromat filiżanki gorącej herbaty przed spaniem..
..Płonę.. A ze mną płoną me wspomnienia.. W ogniu
giną nawet radosne westchnienia.. Nie będzie więcej uwiecznionego sztucznego
uśmiechu.. Nie będzie całego pośpiechu.. Zniknie teatr.. Ustanie gra..
..To już najwyższa pora, bym zrzucił ciężar ze swych
ramion.. Pora bym przyznał sam przed sobą wszystko to, czego dokonałem..
Jeszcze zanim pochłonie mnie mrok ostatecznie.. Ponad wszystkie tajemnice
chronione tak znakomicie.. Świadomy jestem każdej najdrobniejszej chwili, gdy
to ludzie, a nie ja, się gubili.. Nie mówiłem o tym głośno.. Nie sprawiałem
problemów.. Przyjmowałem na siebie bezpodstawną krytykę.. Przyjmowałem każdy
najcichszy rzucony wobec mnie komentarz, który nijak się miał do prawdy..
Brałem do swego serca każdą drobnostkę.. Nie chciałem, by ktokolwiek czuł się
źle.. Byłem gotowy na to, by chować w sobie takie wydarzenia.. Niejednokrotnie
wobec mnie padły słowa tak straszliwe i przykre, że nie byłem w stanie spojrzeć
sobie później w twarz.. Jednak milczałem.. Milczałem, bo nie chciałem ujawnić
jak słaby i niedoskonały jestem.. Niejedna osoba sprawiła mi ból.. Nie
przyznawałem się do tego.. Kryłem swoje uczucia.. Chowałem żal i urazę.. Nie
potrafiłem głośno powiedzieć, że nie zgadzam się z kłamstwem.. Jestem słaby..
Nie potrafiłem zaprzeczyć, gdy oskarżano mnie o robienie okrutnych rzeczy.. Nie
sprzeciwiłem się nawet wtedy, gdy zmuszano mnie do wielu różnych spraw.. Nie
odłożyłem długopisu, gdy wymuszano na mnie podpisanie kolejnej kartki z umową i
kontraktem.. Bałem się.. Nie miałem w sobie odwagi na zmiany.. Nie jestem
silnym człowiekiem.. Nigdy nim nie byłem.. Zawodziłem.. Raniłem.. Krzywdziłem..
Zaprzepaściłem niejedną sprawę.. Ale nie byłem winny zawsze.. Gubiłem się, ale
zdarzało mi się wypłynąć na powierzchnię, by zaczerpnąć oddechu.. Jednak od
razu ktoś to dostrzegał i pokazywał mi, gdzie moje miejsce.. Topiłem się..
Opadałem na dno..
..Jeśli ktokolwiek szepnął w moją stronę
przeprosiny, nie pokazywałem swojego smutku i żalu.. Uśmiechałem się od razu..
Jednak to, co się dzieje, to, co nas rani, nigdy nie zostanie zapomniane.. To
już na wieki zostanie przez nas zapamiętane.. Nawet, jeśli uda nam się od tego
oderwać to i tak już zostawiło swój ślad na naszym ciele i naszej duszy.. To
powróci, gdy nadarzy się idealna okazja.. Powróci, by zrównać nas z ziemią..
Powróci, bo jeśli się wydarzyło to w jakiś sposób nas zmieniło.. Wszystko, co
się w naszym życiu dzieje, zmienia nas czy temu przeczymy czy to przyjmujemy..
Nie raz niewłaściwą osobę wybrałem.. Nie raz coś
wbrew sobie zrobiłem i powiedziałem.. Wiele razy na różnych znajomościach się
sparzyłem.. I choć mnie raniły, a później się kończyły nie z mojej przyczyny i
tak odrobinę tęskniłem i miałem wyrzuty sumienia.. Zadawałem się z
niewłaściwymi osobami.. Nie te, które miałem, nazywałem przyjaciółmi, zanim odkryłem,
komu naprawdę powinienem się poświęcić.. Jak romantyk, niewłaściwie się
zakochałem, o czym nigdy nikomu nie powiedziałem.. Pielęgnowałem swe uczucia
dnia każdego, ale to pozostało tylko dla mnie samego.. Świat nigdy nie mógł
usłyszeć o takich nowinach, bo w proch przemieniłby mnie szybciej niż na śmierć
skazanego.. Takie uczucie, to będzie coś wiecznego, jak pismo zapisane na
papirusie.. Uczucie, które przetrwa tylko w rozmarzonej krainie, którą ktoś
dawno zamknął dla świata kluczem ukrytym nawet dla wszechświata.. Nie wolno
było czegoś wbrew podpisowi złożonemu światu pokazywać.. Dlatego wzdychania i
uwielbienie dla siebie muszę zachowywać..
..Godzina rozpaczy, minuty samotności, sekundy
zagubionej osobowości.. Nie ma już dla mego ducha żadnego odkupienia i
odrodzenia..
Starałem się.. Próbowałem być dobry.. Próbowałem być
doskonały.. Wielokrotnie coś więcej niż inni robiłem, a dla świata i tak się
nie przysłużyłem.. Nikt niczego nie docenił.. Nie zobaczył.. Nie zadowoliłem
każdego, bo już dawno odkryłem, że to coś niemożliwego.. Nie można wiecznie
przemierzać oceanów dla wszystkich.. Nawet dla tych, którzy tylko nas
wykorzystują.. Którzy pojawiają się, gdy sami są w potrzebie.. Świat nie widzi
dobra.. Świat wyłapuje potknięcia, błędy, wahanie.. Kara..
..Żałobna chwila.. Depresyjna melodia.. Mrok..
Płacz.. Tykanie zegara.. Moje życie się oddala.. Utracone.. Przegrane..
Zgubione.. I ja sam pośród tego chaosu, nie widzę przyszłości i wesołej
chwili..
Ludziom łatwo jest rzucać słowa na wiatr.. Łatwo
jest im kłamać.. Łatwo im przysięgać i obiecywać.. Ale trudniej jest im tego
dokonywać..
..Wszystko powraca.. Echem się odbija..
Zwiędło życie w moim sercu.. Trawa myśli zasuszona..
Upadłe kwieciste nadzieje.. Pragnienia zakopane w ziemi.. Złamane gałęzie słów
i obietnic.. Gorzkie cierpienie.. Przygnębiające zakończenie jest mi dane..
..Nie wiem kiedy w swoim życiu tak się pogubiłem..
Żadnej olbrzymiej tragedii nie doświadczyłem.. A jednak zgubiłem szczęście,
marzenia i kuszące pragnienia.. Mój świat stracił kolory.. Moja rzeczywistość
się pokruszyła.. Straciła sens.. Moje życie obumierało bez wyznaczonych celów i
idei.. Łzy zatapiały ten chory świat.. Ból wydawał się jednym sposobem na
wspomnienie.. Straciłem ochotę na życie.. Odpuściłem wszystko.. Nie umiałem
nikogo zadowolić.. Nie umiałem być kochającym synem, dobrym bratem i
niezawodnym przyjacielem.. Nie umiałem być dla siebie.. W plątaninie dróg i
myśli zgubiłem własne ja.. Żyłem bez wiary.. Bez nadziei.. Moje puste
spojrzenie oglądało świat dookoła, ale nie dostrzegało niczego.. W niczym nie
było nic sensownego.. Wszystko przypominało o bólu.. O smutku.. O łzach..
Każdego dnia traciłem cząstkę siebie i swojego życia i nie potrafiłem temu
zapobiec.. Nie umiałem powiedzieć sobie stop.. Nie umiałem poprosić o pomoc, by
na nowo stanąć o własnych nogach.. Upadałem, jak anioł bez skrzydeł.. I
dotarłem do dna.. Nie ma stąd ucieczki.. Nie ma powrotu.. Przepraszam za
grzechy, jakie światu uczyniłem.. Przepraszam, że nie umiałem docenić tego, kim
byłem.. Przepraszam, że to, co miałem i osiągałem, straciło wartość..
Dziś nie chcę już niczego.. Nie skoczę.. Nie
zawisnę.. Nie wzlecę.. Zasnę..
Jest na świecie taki smutek i taki ból, którego nie
można nikomu wytłumaczyć.. Istnieją takie powody, które osobno są niczym, a
zbierane przez lata wypalają nas, jak ogień świecę.. Całe zło, jakie nas
dotyka, nie musi być widoczne dla innych, by nas niszczyć.. Wystarczy, że sami
jesteśmy tego świadomi.. Wtedy wszelkie żale, smutki, rozpacze, powody osiadają
na dnie naszej duszy.. Nie możemy tego nikomu wytłumaczyć, bo nic nie przybiera
żadnego kształtu.. Wszystko trzyma się naszego serca, jak liście drzewa w
bezwietrzny jesienny wieczór..
..Istnieją rzeczy gorsze od bezosobowego smutku..
Gorsze od wielu godzin płakania w poduszkę.. Pustka.. Chwila, kiedy leży się.. Kiedy
przypatruje niebu.. Jednak ma się tę wiedzę.. Poczucie bezsilności.. Uczucie
zżerające od środka.. Jesteśmy, ale nie możemy zrobić niczego.. Świadomość
pozostająca tylko świadomością.. Której nie można przelać na czyny..
..Najwidoczniej tak się w życiu zdarza.. Coś zbiera
się przez lata, a potem nie potrafimy się już podnieść.. Nie umiemy powstać i
zawrócić na odpowiednią ścieżkę.. Najwyraźniej do utraty wszystkiego nie
potrzeba niczego.. Możemy być sobą, cieszyć się życiem, a następnego dnia bez
powodu płakać.. Dopada nas demon.. Nagle smutek staje się naszym
przewodnikiem.. Świat zmienia się w każdym calu.. Czerń przejmuje kontrolę..
Nie potrafimy być w pełni szczęśliwi.. Nie potrafimy docenić siebie.. Nie
potrafimy się odezwać.. Nie potrafimy żyć..
Bezpowrotnie moje serce złamało się na pół..
Bezpowrotnie dusza legła na dnie ciała rozbita na miliony kawałeczków tak
drobnych, że nigdy więcej się nie poskłada..
..Jestem jak ten piękny słowik, którego ktoś uwięził
w ciasnej klatce.. Widzę przestrzeń.. Dostrzegam wolność.. Znane mi nawet drogi
ucieczki.. Ale nie mam motywacji.. Nie mam siły, by podjąć próbę ucieczki..
Jestem dla innych.. Ale nie ma mnie dla siebie..
Zbliża się mój koniec.. Choć spraw tysiące
niezałatwionych.. A jeszcze więcej zaczętych i niedokończonych.. Listy
nienapisane.. Tak wiele słów jeszcze nie zostało wypowiedziane.. Jednak nie
wszystko słowami idzie opisać.. Tak wiele pozostaje w zaułkach umysłu.. Tylko
dla nas.. Marzenia moje nie wszystkie zostały spełnione.. Nie było ostatniego
pożegnania.. Nie było na dowidzenia przytulania.. Umknę w ciszy i spokoju.. Nie
będę tworzył niepokoju.. Moje serce tonie w żalu.. Wszystko kończy się pomału..
Powieki coraz ciężej na moją twarz opadają.. Wyblakłe tęczówki już świata nie
oglądają.. Wiem, co czuje.. Nie spróbuję żyć na nowo.. Zostawię to tym, którzy
na to zasłużyli.. Bo są choćby dwie osoby, które aniołowie z góry wypuścili do
świata okrutnego.. Dwie maleńkie istotki o błękitnym spojrzeniu.. Świat niech
się skoncentruje na ich docenieniu.. Nikt nie pozostanie w żałobie.. Bo słowa
nie zostawię po sobie.. Nie będzie żalu i złości.. Wszystko obejdzie się bez
publiczności.. Zegar znów głośniej tyka.. Straciłem wyczucie czasu.. Ciemność
panuje wokoło.. Ugiąłem się pod ciężarem lęków.. Zgubiłem wyjście w labiryncie
problemów i myśli.. Utonąłem we łzach.. Nie poradziłem sobie ze swoim życiem..
Odchodzę.. Nie ma krainy wieczności.. Dotrwałem do ostatniego aktu.. Lecz dawno
zrzuciłem przebranie i maskę.. Odejdę jak mnie stworzono..
Przepraszam i dziękuje za dane mi życie..
..Niewielu zna to uczucie.. Rozmyślać.. Podjąć
decyzję.. Przejść do działania.. Niewielu to potrafi..
Opada już krwista kurtyna.. Grobowa cisza spowiła
sypialnię.. Wskazówki zegara ustają.. Świat przestaje istnieć.. Wszystko
wstrzymało swój bieg.. Zasypiam.. Bez bólu.. Bez cierpienia.. Bez łez.. Nie
czuję niczego.. Powieki przysłaniają moje zielone tęczówki.. Dłonie, jak co
wieczór, wzdłuż ciała bezwiednie spoczywają.. Dookoła cisza i mrok.. Ostatni blask
księżyca.. Zasypiam..
***
-Harry! Harry! Har..
Przeszywający hałas
informujący o wstrzymaniu pracy serca, ustępuje krzykom rozpaczy. Ból rozdziera
serca. W jednej sekundzie wszystko traci swój sens. Nic nie ma znaczenia.
..Czasami wszystko wygląda normalnie, ale pewnego dnia twój świat wywraca
się do góry nogami.. Dzieje się coś, czego nikt by się nie spodziewał.. Nie po
tobie..
Zapada milczenie.
Rzeczywistość zatrzymała się w miejscu. Nie ma już uśmiechu na nieustannie
szczęśliwych twarzach. Nie ma radości i zadowolenia obecnego każdego dnia. Jest
tylko niemy krzyk.. Nieme błaganie.. Nieme modlitwy.. Ciche prośby o cofnięcie
czasu.. Wołanie o pomoc.. Wołanie o to, by koszmar okazał się tylko senną
przygodą..
Są chwile by działać i takie, by pogodzić się z tym,
co przygotował dla nas los.. Przecież nic nigdy nie dzieje się bez powodu.. We
wszystkim można odnaleźć powód.. Znaczenie..
Czasami ludzi dopada
chwila zawieszenia w czasie. Wskazówki nie ruszają się z miejsca. Ustaje
oddech. Ustaje bicie serca. Zanika kontrola nad lecącymi po zaczerwienionych
policzkach łzami. Wszystko wydaje się być ostatecznym końcem, bo nie mamy
znaków na to, że cokolwiek może się jeszcze zmienić.
..Ostrożnie unoszę powieki.. Daję swoim oczom czas
na to, by przyzwyczaiły się do jaskrawego białego światła.. Czy to niebo? Nie..
Nie mogłem tu trafić.. Czyściec.. Nie czuję swoich dłoni.. Nie czuję swojego
ciała.. Dlaczego więc jestem świadomy?.. Dlaczego widzę jasność?.. Co to za
płacz?.. Co to za stłumione krzyki?.. Co to za błagania?.. Spoglądam w dół..
Zamieram, gdy dostrzegam dwie skulone od nieustającego płaczu postaci, trwające
przy wychudzonym, jakby martwym ciele, o niemal przezroczystej skórze.. Histerycznie
wykrzykujące niezrozumiałe dla mnie słowa, kurczowo trzymające mnie za moje
zimne i zabandażowane dłonie.. Dociera do mnie.. Jestem.. Ale mnie nie ma.. Nie
czuję dotyku.. Nie jestem realny.. Jak mnie znaleźli? Dlaczego.. Dlaczego
komukolwiek udało się mnie odszukać.. Dlaczego próbują mnie uratować..
..Nagle odnoszę wrażenie, że mam coś do stracenia.. Przecież
istnieją anioły, których nie mogę zostawić.. Anioły, które nie pozostawiły
mnie.. Odniosłem wrażenie, że wcale nie jest mi obojętne, gdzie trafię i jak
teraz skończę..
..Chaos i niezrozumienie w mojej głowie zapiera mi
dech w piersiach..
Umieram..
Umieram wewnętrznie..
..Nienawidzę się za to, jak postąpiłem.. Bezsilność
zmusza mnie do krzyku, jednak żadne słowa nie wylatują z moich ust.. Chciałem
odejść.. Ale nie potrafię.. Nie potrafię zostać.. Nie potrafię kierować własnym
życiem.. Jestem jak upadły anioł..
Nie chcę patrzeć na tę tragedię. Ze złością
przymykam powieki.. Nie chcę oglądać tego wszystkiego.. Nie mogę patrzeć na
rozpacz ważnych dla mnie osób..
Krzyk.. Drastyczne szarpnięcie..
Z lękiem i obawą ostrożnie unoszę ciężkie powieki.. Przez
ułamek sekundy razi mnie blask jasnych świateł.. Moje zielone tęczówki dostrzegają
dwie wpatrujące się we mnie pary błękitnych załzawionych tęczówek.. Czuję dotyk
ich ciepłych dłoni.. Gorzkie łzy lecą po moich policzkach, nim czuję
przytulającą się do mnie dwójkę roztrzęsionych chłopaków.. Nim czuję, jak ich
anielskie skrzydła i dłonie nie pozwalają odejść mi w ciemną krainę.. Oddech
powrócił.. Świat znów ruszył do przodu.. Nie jestem tu sam.. Są przy mnie.. Nie
rozumiem niczego.. Czy to nowy początek?.. Czyżby los zmienił swoje decyzje?..
Nie odszedłem.. Zostaję..
Jak zawsze fajnie piszesz ^^
OdpowiedzUsuńMasz jakis pomysl na nastepne opowiadanie? ^^
I nominowalam ciebie do Liebster Awards Blog <3. Tutaj masz link : http://cher-lloyd-and-one-direction.blogspot.co.uk/2015/11/liebster-awards-blog.html