"Wstań"
Wybudziłem się ze snu spodziewając się dalszego przebywania na korytarzu pod salą Niall'a jednak kolejny raz znajdowałem się w szpitalnym pomieszczeniu dla chorych. Miałem sobie okropnie za złe,że zasnąłem i dopuściłem do tego by nie wiedzieć co dalej się stało- a jeśli on...a jeśli on umarł?- słowa rozbrzmiewały mi w głowie a ja zalałem się łzami chowając twarz w poduszkę. Po dłuższej chwili zacząłem się uspokajać, a moment później do sali wszedł lekarz.
-dzień dobry panie Styles- podszedł do mojego łóżka
-dzień dobry..-mruknąłem cicho i niezrozumiale
-zgodnie z wynikami widzę,że leki postawiły cie na nogi-rzekł odwieszając kartę pacjenta na ramę łóżka
-co z Niall'em? Czy on...czy on żyje?
-prawie go straciliśmy...przy życiu utrzymuje go cała medyczna aparatura.. i tylko ona..a jak ty się czujesz?
-Harry, muszę wiedzieć jak się czujesz
-nie obchodzi mnie to,mogę umrzeć- powiedziałem gwałtownie odwracając się na bok plecami do ordynatora. Zakryłem ramieniem głowę chowając ją w pościeli.
-Harry wstań proszę i porozmawiaj ze mną
-nie..-wycedziłem przez zęby- nie chce o tym rozmawiać i nie chce żyć jeśli on umiera,dajcie mi spokój- ledwo mówiłem przez łzy.
"Musisz jeść,musisz pić !"
Cały dzień i noc leżałem w bezruchu w łóżku, nie miałem ochoty nic robić. Kiedy zatelefonowała do mnie mama, rzuciłem telefonem na szafkę obok i nie zwracałem na niego uwagi. Kiedy przychodził lekarz kompletnie go ignorowałem. Nie miałem ochoty na nic, życie straciło dla mnie sens- a co jeśli Niall'owi się nie uda? A co jeśli on się nie obudzi? Co jeśli on umrze?... Jeśli on nie przeżyje ja popełnię samobójstwo.. nie po to tyle walczyłem, nie po to go wspierałem i ratowałem by go stracić...- myślenie to była jedyna czynność, którą wykonywałem przez kolejne kilkanaście godzin.
Następnego dnia z samego rana do mojej sali wparował lekarz z pielęgniarką.
-tak, panie profesorze odmawiał jedzenia i picia, nie brał nic, nawet wody
-eh...dobrze, dziękuje za informacje, może pani iść
-dobrze-odpowiedziała i opuściła pomieszczenie zamykając za sobą drzwi.
-Harry. Harry posłuchaj mnie.
-a co to zmieni?-wpatrywałem się w mężczyznę bez zbędnych emocji
-to,że Niall'a przy życiu utrzymują same sprzęty nie oznacza, że chcemy tu dwóch takich pacjentów, rozumiesz?- zapytał krzyżując ręce na piersiach
-dlaczego go nie uratujecie, dlaczego mu nie pomagacie !?- zapytałem
-to nie takie proste jak ci się wydaje, dla niektórych jest czasami za późno, dla ludzi po przejściach czasami nie ma już ratunku..ale to nie powód, żebyś ty się odwodnił, wykończył i doprowadził się do takiego samego stanu jak osoby na OJOM'ie .
-nic, nic kurwa nie rozumiecie ! Dla was to tylko 'lepiej jeden zgon niż dwa' a ja kurwa bez niego nie przeżyje do jasnej cholery rozumiesz pan ?! Nie nie rozumiesz, wy nic wszyscy nie rozumiecie !- krzyknąłem wpatrując się z pogardą w lekarza a potem obróciłem się na brzuch i zakryłem kołdrą.
Wieczorem leżałem w ciemnościach wpatrując się w sufit i myśląc o przyjacielu. Nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy pielęgniarka przyszła do sali. Spodziewałem się, że znów zacznie zmuszać mnie do jedzenia i picia na co kompletnie nie miałem ochoty. Jednak ona nie odezwała się ani słowem.
Leżałem i nawet nie przerwałem jej kiedy napsikała jakiegoś środka dezynfekującego na moje ramie i wyczyściła je gazą. Spoglądałem na nią w pustką kiedy wkłuwała mi w żyłę wenflon a następnie podłączała kroplówkę. Czułem się jak duch, jak nieobecny na tym świecie. Umierający. Kobieta wyszła z sali zgaszając światło a ja utknąłem wzrokiem na kropelkach spadających do rurki, prowadzących do mojego wycieńczonego ciała.
"Odezwij się"
Kolejne 4dni leżałem i nie ruszałem się z miejsca, było mi obojętne czy nie skończy się to odleżynami na plecach, pośladkach czy nogach. Wszystko było mi jedno. Kiedy lekarze albo pielęgniarki przychodzili do mnie i mówili coś, ignorowałem ich i bez słowa wpatrywałem się w nich.
Niestety na moje nieszczęście piątego dnia z samego rana w drzwiach mojej sali ujrzałem wściekłego lekarza prowadzącego Niall'era.
-co ty sobie wyobrażasz ?- zapytał wchodząc i przymykając drzwi- nie jesz, nie pijesz, nie ruszasz się i nie odzywasz. Co ty w kwiatka się zamieniasz? Bawi cie to?- patrzyłem na niego i w dalszym ciągu nie odzywałem się.- Dlaczego ignorujesz mój personel ? Co się z tobą dzieje? Chcesz umrzeć?
Kiedy w końcu zrozumiał, że nie odezwę się wyszedł bez słowa i trzasnął drzwiami. Jednak chwilę później one znowu się otworzyły i ujrzałem dwóch nieźle napakowanych pielęgniarzy. Szczerze mówiąc, przestraszyłem się, jednak oni podeszli do mnie i złapali za ramę łóżka z dwóch stron a następnie ruszyli nim w kierunku wyjścia. Zdziwiłem się jednak nadal pozostawałem nieugięty.
Znaleźliśmy się w windzie. Jeden z mężczyzn nacisnął guzik czwartego piętra. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie jest już ze mną tak źle,że wiozą mnie na OJOM, na piętro, na którym znajdował się Horan. Jednak kiedy dotarliśmy w wybrane miejsce, pielęgniarze skręcili w przeciwną stronę niż korytarz intensywnej terapii. Na ścianie nie było żadnych wskazówek, które pomogłyby mi odgadnąć w jakie miejsce mnie zabierają. Po przebyciu niedługiego kawałka drogi, skręciliśmy do sali.
Widok nie był za ciekawy, szczerze mówiąc doznałem szoku. Wszystkie ściany wyłożone były białymi piankami, w oknach bez klamek były kraty, a oprócz łóżka na którym przyjechałem na podłodze wyłożonej białym dywanem znajdował się jedynie stolik i dwa białe fotele. Miejsce od razu skojarzyło mi się z szpitalem psychiatrycznym.
"Porozmawiajmy"
Sekundę po tym jak łóżko stanęło na odpowiednim miejscu, do sali weszła starsza niska kobieta, która podziękowała kolegom po fachu i usiadła na jednym z foteli.
-gdyby coś szło nie tak, proszę krzyczeć, na dyżurce jest pomoc
-nie ma sprawy, mam jednak nadzieję, że chłopak jest niezbyt groźny.- oczy mi się zaświeciły. Pech chciał, że moje domysły z przed chwili okazały się trafne. Kobieta musiała być psychologiem a ja musiałem znajdować się na oddziale psychiatrycznym.
-witaj Harry, jestem tutejszym psychologiem- odezwała się a ja potwierdziłem swoją teorię z przed chwili.- Co u ciebie? Dobrze się czujesz?- przyglądała się mi a ja jej, nadal nie odzywając się ani słowem.- Harry zdajesz sobie sprawę z tego gdzie jesteś, prawda? Na pewno- odpowiedziała sama do siebie chyba spodziewając się tego,że i na to pytanie nie udzielę jej odpowiedzi.- Wiesz,że ty nie możesz się poddać i doprowadzać się do śmierci. To, że bliska Ci osoba odchodzi, nie jest powodem do tego, by robić to samo.- Mówiła a we mnie rosła złość- Czasami się tak zdarza, taka jest kolej rzeczy, człowiek się rodzi a potem umiera. Jedni wcześniej jedni później, jedni ze starości, jedni z choroby, jedni z nieswojej winy a jedni na własne życzenie. Ale to nie powód do tego byś ty robił to samo, rozumiesz?- pokłady mojej cierpliwości i spokoju się skończyły. Nie miałem siły wysłuchiwać jej dalszych wywodów.
-dajcie. mi. kurwa. wszyscy. święty. spokój.- wycedziłem przez zęby ze złością- zostawcie mnie w spokoju ! Nic! Wy nic nie rozumiecie ! Mam w dupie wasze wywody, chce tylko, żeby Niall żył ! A wy go kurwa mieliście uratować! Wy! A nie pierdolić mi na temat tego co muszę a czego nie mogę ! Dlaczego kurwa teraz się nim nie zajmujecie i nie próbujecie wybudzić ?!- darłem się- nie będę z nikim rozmawiał. Z nikim a teraz zostawcie mi kurwa wszyscy ! Chce być sam!- Kobieta zapisała coś w swoim notesie a potem wyszła z sali.
"Chwila słabości"
Wieczorem nowa, jak dla mnie, pielęgniarka z tutejszego oddziału dla wariatów przyszła podać mi leki w zastrzyku. Nie opierałem się, miałem gdzieś co mi podają, co wstrzykują. Zamieniałem się powoli, w kwiatka jak to ujął rano ordynator. Kiedy z korytarza ktoś zawołał kobietę wykonującą mi zastrzyk spieszyła się i zapomniała zabrać ze stolika zużytej igły ze strzykawki. Drzwi się za nią zamknęły a ja uniosłem się na łokciach. Szybko złapałem przedmiot z szafki w dłoń. W tym momencie nie myślałem o niczym. Chwyciłem odpowiednio igłę i przyłożyłem ją do skóry na nadgarstku, straciłem nad sobą kontrolę a chwilę później ostrze zatopiło się w mojej skórze. Nie kontrolowałem tego, co sobie robiłem. Po prostu to zrobiłem. Chwilę później na nadgarstku powstała koniczynka, mająca symbolizować Niall'era, która zaczęła krwawić. Moment potem jakbym ocknął się ze snu i zobaczyłem co się stało. W tamtej chwili nie wydawało mi sie, że to zmieni moją sytuację, schowałem igłę pod materac i wróciłem do poprzedniej pozycji.
"Koniec wszystkiego"
Koło północy odbywała się kolejna kontrola pacjentów. Przyszła do mniej kolejna nowa pielęgniarka z tego oddziału, która była jeszcze mniej ogarnięta od poprzedniej, tym razem ta nie zamknęła drzwi do końca. Jednak nie miałem co próbować uciekać, na zewnątrz znajdowali się pielęgniarze i lekarki i jaka kolwiek próba ucieczki i tak by się nie powiodła.
Nagle moich uszu dobiegł okropny pisk maszyn i krzyk lekarzy, wszyscy z korytarza pobiegli w kierunku recepcji i bodajże dalszych sal. Nasłuchiwałem co się dzieje, gdy ktoś przy recepcji się wydarł.
-ciało zabieramy do kostnicy !- zastawiałem się kto był tym nieszczęśliwcem dopuki nie usłyszałem reszty zdania drugiej osoby.
-zgon nastąpił o dwunastej zero pięć, proszę wpisać Niall Horan na listę zgonów.
Nie docierało do mnie to co właśnie usłyszałem. Zgon ?! Jaki kurwa zgon ?! Co to ma znaczyć. Zebrani na korytarzu ucichli a ja zamarłem. Teraz mogłem jedynie umrzeć..
____________________________________________________________________________
Witajcie !♥ No to taki surprise dwa rozdziały jednego dnia jako rozpoczęcie wakacji :D Dziękuje za gratulacje za średnią :3 Wiem..taka nagła zmiana akcji w tej historii...tym czasem zapraszam na rozdział i do następnego !
czytasz=komentujesz :3
jezu poryczałam się, nie rób nam tego. niech on nie umiera. :c
OdpowiedzUsuńNIE, ON NIE MOŻE UMRZEĆ, PROSZĘ NO ;___;
OdpowiedzUsuńnienienienie ! tylko nie to ! niiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiial ;___;
OdpowiedzUsuńNiasamowity !! Miałam łzy w oczach jak to czytałam. On nie może umrzeć nie!!!!! Niech to będzie jakiś żart, niech to się mu tylko przysni albo niech to bedzie taka specjalna pruba dla Harrego i to psycholog tak polecił. Nialllll!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńAgnes.